Nie pamiętam, kiedy ostatnio był taki ruch. Odkąd wyszłam z windy, mogłam zauważyć tylko pielęgniarki i lekarzy sunących po korytarzach szpitala.
Ściskając w dłoniach plik papierów, niechętnie popchnęłam podwójne drzwi prowadzące do sali numer 209. Zasłona skutecznie uniemożliwiała mi zobaczenia owego „Harrego Stylesa”, więc musiałam stanąć za nią.
- Dziękuję – jakaś kobieta odebrała ode mnie dokumenty, zagłębiając się w ich treść. Nie miałam zielonego pojęcia kim jest, ale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji – Pacjent nie ma cukrzycy, nie rozpoznaliśmy również żadnych sercowych problemów. Po prostu podwój dawkę leków – powiedziała, odkładając kartki na stolik położony nieopodal nas. Kiedy instrukcje wyślizgiwały się spomiędzy jej warg, lekarze szczelnie otoczyli łóżko Harrego. Przełknęłam głośno ślinę, modląc się w duchu, by nic mu się nie stało. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebowałam było zobaczenie na własne oczy śmierci drugiego człowieka. To mój ostatni tydzień w szpitalu, nie chciałam zaprzątać swojego umysłu tak okropnym wspomnieniem. Minuty mijały, a pikanie z monitora pracy serca zaczęło się uspokajać, powracając do powolnego, normalnego tempa. Usłyszałam, jak cała załoga wzdycha z ulgą, klepiąc się po plecach i uśmiechając. Zastanawiałam się, jak to jest uratować czyjeś życie. Na pewno wspaniale.
Zerknęłam w kierunku lekarza, który zdjął z rąk rękawiczki. Sięgnął do pobliskiej szuflady po nową parę. Obserwował mnie uważnie, więc doszłam do wniosku, że zastanawiał się kim jestem i co tutaj robię. Uderzył gumowym materiałem o swoją skórę z charakterystycznym dźwiękiem, po czym poruszył palcami. Poczekałam, aż nasze spojrzenia się spotkają, zanim zabiorę głos.
- Biorę udział w projekcie dla studentów. Kazali mi tutaj przyjść i…
- W porządku. Mam dla Ciebie zadanie – przerwał mi i wymownym ruchem głowy zasugerował, bym poszła za nim. Odsłonił kotarę, a ja utkwiłam wzrok w leżącym chłopcu. Chłopcu? Co ja gadam! Mężczyźnie. Miał loki, piękne, czekoladowe loki opadające w artystycznym nieładzie na twarz. Zauważyłam wiele skaleczeń oraz blizn i doszłam do wniosku, że na pewno wyglądałby o wiele lepiej bez nich. Był bardzo wysoki. Zwróciłam na to uwagę, ponieważ dosunęli do szpitalnego łóżka rozbudowę, co oznaczało, że z całą pewnością miał ponad metr osiemdziesiąt – Powinien obudzić się za… Trzy godziny. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Ma nadzieję?
- Co mam robić? – zapytałam, obserwując uważnie rytmicznie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Harrego Stylesa. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo chciałam, żeby oddychał, chociaż nie miałam pojęcia kim był. Studiowałam wzrokiem całe jego ciało, zatrzymując się dłużej na kręconych włosach. Nigdy wcześniej nie podobali mi się chłopcy z lokami. Do teraz.
- Kiedy się obudzi, zapytaj się czy wie gdzie jest i co się stało. Jeżeli nie będziesz w stanie tego zrobić, po prostu naciśnij ten czerwony przycisk– jego słowa wyrwały mnie z głębokiej zadumy. Wskazał na owy czerwony przycisk blisko głowy pacjenta. Przytaknęłam, to nie może być trudne. Jeżeli coś pójdzie nie tak, po prostu trzeba nacisnąć. – Doktor Johnson – przedstawił się mrugnął do mnie, po czym zniknął na korytarzu. Okej, czas zrobić coś pożytecznego. Zerknęłam na zegarek, dochodziła trzecia w nocy. Minęła godzina, zanim dojechałam na miejsce, a mimo to czułam, jakbym siedziała tutaj przynajmniej od siedmiu. Zajęłam miejsce na krześle w kącie pokoju, uważnie obserwując monitor pracy serca. Wnioskując po jego obrażeniach, musiał mieć za sobą wyjątkowo ciężki wypadek. Miałam nadzieję, że kiedy się obudzi, nie zacznie zachowywać się jak szaleniec i nie doprowadzi mnie do szału.
~~~
- O Boże, Becca! To Harry Styles! - krzyknął mój najlepszy przyjaciel Louis. Zatknęłam mu usta otwartą dłonią, był zdecydowanie za głośno. Zadzwoniłam do niego, żeby przywiózł mi coś na ząb, bo umierałam z głodu. Lou pracował dzisiaj w recepcji, ale przyjechał trochę wcześniej, żeby wszystko załatwić przed swoją zmianą.
- Prosiłam, żebyś przywiózł mi śniadanie, a nie się wydzierał – wyrwałam mu z dłoni paczkę z jedzeniem, a on zerknął w kierunku Harrego, tak jakby to miało cokolwiek tłumaczyć – Kim on jest? Aktorem? – zapytałam, wgryzając się w czekoladową muf finkę. Mniam, kupił ją w piekarni przy North Avenue. Tak dobrze mnie znał. Doskonale wiedział co lubię.
- Żartujesz sobie?! To Harry Styles. TEN Harry Styles – jęknął ostentacyjnie, opadając na krzesło obok pacjenta.
- To nic nie wyjaśnia – burknęłam, ale zignorował mój zirytowany ton głosu i głośno westchnął.
- Jest bokserem. Nie wiedziałaś? Ciągle puszczają jego walki na kanale 7 – poinformował mnie Louis, a ja rozchyliłam wargi ze zdziwienia. Teraz już wiem, dlaczego tamci ludzie zachowywali się jak pomyleni. Chociaż padał śnieg, reporterzy wciąż stali przed szpitalem z kamerami.
- Nie dotykaj go! – krzyknęłam, uderzając w rękę chłopaka, a ten pośpiesznie odsunął ją od łóżka.
- Przepraszam, on po prostu… Jest sławny. Sama rozumiesz – wytłumaczył i wyjrzał przez okno – Nie chcę mi się wierzyć… Ci ludzie marzą o tym, żeby chociaż na niego spojrzeć, a Ciebie w ogóle on nie obchodzi! – wywrócił oczami. Zrozumiałam, że jest zazdrosny o robotę, jaką wykonuję.
- To nie tak, że mnie nie obchodzi… Po prostu nie wiedziałam kim tak naprawdę jest. Nie przepadam za sportem, Lou – przypomniałam, wypuszczając spomiędzy warg ciężki oddech.
- Okej, rozumiem. Cóż, naprawdę chciałbym zostać i pogadać… Już na zawsze – zaśmiał się – Ale muszę wracać – rozłożył ręce zachęcająco, a ja posłusznie wpadłam mu w objęcia – Powiesz mi o wszystkim później. I następnym razem odbierz pieprzony telefon! – zebrał swoje manatki i zanim wyszedł z sali, pomachał w moim kierunku. Otworzyłam usta, żeby wyjaśnić, że nie miałam zasięgu, ale zniknął mi z oczu. Zaczęłam bawić się włosami, szukając dla siebie zajęcia. Czułam się w tej pracy taka… Samotna. Było inaczej, kiedy Louis siedział ze mną, ale teraz? Przebywanie w jednym pomieszczeniu z ledwo żywym chłopakiem nie należało do moich wymarzonych czynności. Próbowałam wyobrazić sobie, jak wygląda naprawdę Harry. Jaki ma kolor oczu, lub jak brzmi jego głos? Będzie zaspany i głęboki, czy może delikatny? Albo może trochę wyższy, niż u innych facetów, biorąc pod uwagę jego kręcone włosy.
Pokręciłam głową, kiedy przyłapałam siebie samą na rozmyślaniu o tak idiotycznych sprawach. Obróciłam się na krześle parokrotnie. Kiedy ponownie na niego zerknęłam, zauważyłam, że jedna z poduszek na której leżał się przekrzywiła, praktycznie spadając z materaca łóżka. Zeskoczyłam z siedziska, próbując poprawić białego jaśka bez przeszkadzania mu w spokojnym śnie. Nie byłam w stanie tego zrobić, więc uniosłam delikatnie jego plecy.
Jego nos zmarszczył się pod wpływem moich zabiegów, a ja rozszerzyłam oczy, przerażona wizją tego, co się stanie gdy się obudzi. Uspokój się, oddychaj. Zostawiłam w spokoju poduszkę, kiedy ciche jęknięcie wyślizgnęło się spomiędzy warg Harrego. Wciągnęłam powietrze do płuc gwałtownie, niechcący trącając ramię chłopaka. Westchnął ciężko, a ja byłam w stu procentach przekonana, że zaraz rozchyli powieki. Wbiłam ostre krańce paznokci w wierzch dłoni i zastanawiałam się czy powinnam wciąż stać, usiąść, czy może zrobić coś innego. Zanim podjęłam jakąś decyzję, otworzył szeroko oczy. Zielone, piękne oczy.
- Ugh, cześć - jego głos był zdecydowanie zaspany i głęboki. Zakaszlał, co wywołało u mnie krótki atak paniki. Odruchowo podeszłam do czerwonego guzika. – Nie – mruknął, a ja ostrożnie ułożyłam palec na przycisku, ale nie nacisnęłam.
- Czy jestem w niebie? Musisz być aniołem – przewróciłam teatralnie oczami. Wiedziałam, że tak będzie. Wszyscy sławni ludzie zachowują się w ten sposób.
- W-wiesz gdzie jesteś? – zapytałam, przypominając sobie o zaleceniach pana Johnsona.
- Umm… - znowu zaczął kaszleć, przymykając oczy i biorąc głęboki oddech – Kurwa – wymamrotał, ponownie rozchylając powieki – Jestem Harry.
Nie marnowałam więcej czasu i po prostu przycisnęłam czerwony guzik. Nie wiedziałam o czym mogę z nim rozmawiać. Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu, a denerwujący dźwięk rozległ się dookoła nas, przywołując dwójkę lekarzy. Rozpoznałam doktora Johnsona i posłałam mu nieśmiały uśmiech. Zajął miejsce obok Harrego, świecąc mu do oczu latarką i sprawdzając szpitalną aparaturę. Przypomniałam sobie, w jaki sposób zwracał się do mnie Styles. Po prostu się obudził i zaczął flirtować. Zaraz, czy on ze mną flirtował? Przecież nie mógł… Przez natłok myśli kołaczących się w mojej głowie postanowiłam ostatecznie skupić się na kobiecie naprzeciwko.
- Możesz już iść, skarbie – powiedziała, a ja skinęłam głową, sięgnęłam po swoją babeczkę i opuściłam pomieszczenie.
***
OD AUTORKI: I co uważacie, misie? Ja osobiście już fangirluję! :D ♥ Nie bójcie się głosować i komentować, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy!
I ostrzegam, że z każdym następnym rozdziale w FF będzie pojawiać się coraz więcej przekleństw i scen erotycznych, ale i tak wiem, że niektórzy tylko na to czekają. ]:->
I ostrzegam, że z każdym następnym rozdziale w FF będzie pojawiać się coraz więcej przekleństw i scen erotycznych, ale i tak wiem, że niektórzy tylko na to czekają. ]:->
Niezłe ;)
OdpowiedzUsuńJakbyś mogła, to mnie powiadamiaj o nowych rozdziałach ;)
mirandaithewanted.blogspot.com
Z góry dziękuję ;*
mam już przetłumaczone 19 rozdziałów, więc codziennie będzie pojawiał się przynajmniej jeden. ;) x
OdpowiedzUsuńSupcioo!!! :3
OdpowiedzUsuń