wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 8.

Myślę, że powinnam sprawdzić co z nim - wybełkotałam, kiedy sumienie zaczęło przejmować nade mną kontrolę.  Harry jest maksymalnie wkurzony, dopiero wyszedł ze szpitala i włóczy się po ulicach Londynu po północy.
Nie, Becca. Powinniśmy wrócić do domu – Louis złapał moją rękę. Jęknęłam w odpowiedzi, wiedząc, że ma rację. Co jest nie tak z Harrym? Kimkolwiek byli tamci faceci, Harry ich znał, a oni nie mieli dobrych intencji. Poza tym, zostawił mnie tam samą… Nie widział, jak wpadam na Louisa. Kiedy poczułam na sobie chłodny powiew powietrza, rozchyliłam szeroko oczy.  Lou narzucił na moje ramiona kurtkę, pomagając mi wejść do samochodu.
Becca – Harry. – Wszystko w porządku? – Obserwowałam jak ciężko oddychający chłopak z burzą loków na głowie zbliża się w naszym kierunku. Zauważyłam, że ma poobijane kostki u dłoni.
- Tak, wszystko z nią okej. Proszę, zostaw nas w spokoju – byłam zdziwiona, kiedy Louis odważył się sprzeciwić Harremu. Odkąd go poznał, nie potrafił przestać o im nawijać. Biorąc pod uwagę to, że wypiłam tylko kilka szklanek wody, zaczynałam nadzwyczajnie szybko wracać do siebie. Cokolwiek tamci chłopcy mi dosypali do drinka, z całą pewnością nie była to tabletka gwałtu. Kurwa, muszę przestać o tym myśleć.
 Wstrzymałam oddech, kiedy Harry złapał mnie za dłoń. Z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że powierzchnia mojej skóry płonie pod wpływem jego dotyku. Uniosłam wzrok na twarz bruneta, był bardzo zaniepokojony – Przepraszam.
Nic się nie stało – nie wiedziałam co innego mogę odpowiedzieć. Zostawił mnie pół przytomną w klubie, bo był zbyt zajęty kopaniem tyłków dwójce palantów – Boli mnie głowa, więc jeśli mógłbyś… - ostentacyjnie pociągnęłam Louisa za rękaw. Usłyszałam, jak ciężko wzdycha. Złapał mnie za rękę i powoli zaczęliśmy oddalać się od Harrego. Zanim ruszyłam przed siebie, zauważyłam, że przeczesuje posiniaczonymi dłońmi kręcone włosy.
Kurwa, poczekaj chwilę! – jego głos nieco się załamał. Chociaż nie chciałam, odwróciłam głowę w kierunku chłopaka – Chciałbym Cię jeszcze kiedyś zobaczyć… - obniżył głos, a zirytowany Louis po prostu zaczął się śmiać. Zamarłam, próbując przetrawić to, co powiedział. Najpierw tragedia w klubie, a teraz chce się ze mną kiedyś zobaczyć Harold wstrzymał oddech, wbijając wzrok w nieokreślony punkt za moimi plecami. Ktoś zaczął krzyczeć, dźwięki robiły się coraz głośniejsze. To jakiś żart? Reporterzy znaleźli go nawet tutaj?
No nie wiem… - zerknęłam w kierunku ludzi, teraz czekającym na skrzyżowaniu ulicy. Samochody uniemożliwiały im  podejście bliżej, ale kiedy światła zmienią się na czerwone, z całą pewnością do nas dobiegną, tym samym  przerywając rozmowę.
Lou? - Zaczął Harry. Mój najlepszy przyjaciel poderwał głowę w górę – Wyślij mi jej numer, proszę – w końcu to z siebie wykrztusił. Nie zdążył nic więcej dodać, bo kilka sekund później rozpłynął się w przestrzeni. Usłyszałam zbliżające się odgłosy kroków reporterów i zrozumiałam, na pewno chciał uniknąć spotkania z nimi.
Odpiszesz, jeśli podam mu Twój numer? – zapytał Lou, otwierając mi drzwi przed nosem. Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Paparazzi rozglądali się dookoła zdezorientowani, najprawdopodobniej w poszukiwaniu Harrego. Kilka z nich zrobiło mi zdjęcia, do niektórych szeroko się uśmiechnęłam. Nie byłam do czegoś takiego przyzwyczajona. Zastanawiałam się, dlaczego Harry zwraca na siebie tyle uwagi. Jest przecież zwykłym bokserem… Żaden bokser nie jest śledzony przez wścibskich ludzi o północy.
Myślę, że powinnaś o nim zapomnieć. Najwidoczniej ma coś za uszami… - Louis zagwizdał nonszalancko, a ja ciężko westchnęłam w obicie swojego siedzenia – Ale to nie zmienia faktu, że chcę zobaczyć jego walkę. Mam miejsce w pierwszym rzędzie, cholera jasna – wymamrotał do siebie. Odruchowo zachichotałam; po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, on wciąż miał obsesję na jego punkcie.
Nie mogę tak po prostu o nim zapomnieć, Lou – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Harry przewijał się przez moją głowę częściej, niż bym tego chciała. Prawdę mówiąc, nie było dwóch minut, w których bym o nim nie myślała.  Myśli o tym, jak wbijam paznokcie w jego plecy kiedy rozkłada się nade mną doprowadziły do tego, że moje plecy lekko wygięły się w łuk na siedzeniu samochodu Louisa i sprawiły, że odetchnęłam głęboko.
Okej, rozumiem. Jest w twoim typie – Louis uniósł prawą brew, wjeżdżając na wilgotną ulicę. Zmieniłam pozycję w fotelu i odwróciłam głowę w kierunku przyjaciela.
Dlaczego tak mówisz? – zamyśliłam się. Myślałam, że Harry jest moim całkowitym przeciwieństwie. Oczywiście, przerażał mnie, ale z drugiej strony nie opuszczał mojego umysłu. Chyba nie chciałam wiedzieć, do czego byłby w stanie się posunąć w złości, ale uwielbiałam te łobuzerskie uśmieszki, którymi obdarzał ludzi, kiedy miał dobry humor. Nieważne, że w szpitalu bardzo rzadko widziałam go prawdziwie szczęśliwego. Te chwile były niezapomniane.
Rebecca? – zerknęłam na niego, a on radośnie się roześmiał – Tak jak mówiłem… - Zachichotał – Każdy z was jest seksowny, a on niewątpliwie Cię lubi – poinformował. Odruchowo pokręciłam głową. Harry nie może lubić mnie w ten sposób. Może lubić moje ciało, ale przecież prawie się nie znamy. Jeżeli poszukuje tylko dobrej zabawy, z chęcią wejdę w taką relację. Moje ciało potrzebowało czegoś nowego. Potrzebowałam mężczyzny. Kogoś, kto mnie zaspokoi. Nazwisko Harrego plasowało się na pierwszym miejscu potencjalnych kandydatów.
***
Moje stopy obijały się o drewnianą podłogę, kiedy wyszłam spod prysznica. Wczorajszy dzień był szalony i nigdy więcej nie chcę doświadczyć czegoś podobnego. Głowa wciąż bolała mnie od substancji, którą ktoś dosypał mi do drinka, a w uszach do teraz dudniła głośna muzyka.
Była sobota, a mój ostatni dzień wypadał w środę. Program oferował zajęcia tylko na trzy miesiące. Kiedy wrzesień minie, powinnam przeprowadzić się do akademika. Nawet jeżeli ten pomysł był bardzo odległy, musiałam o nim myśleć. College ukształtuje moją przyszłość.
HARRY’S P.O.V
Dzień dobry, Harry – kobieta w recepcji przywitała mnie, a ja mruknąłem coś w odpowiedzi. Wsunąłem kartę do czytnika i zacząłem wykonywać rutynowe czynności w tym cholernym miejscu. Musiałem przychodzić tutaj za każdym razem, gdy byłem w Londynie i powiem szczerze, to chyba najgorsza z możliwych siłowni.
Harry? Nie powinieneś tutaj być aż do poniedziałku – odwróciłem głowę, żeby zobaczyć mojego wścibskiego trenera, Jake’a, który ciężko dyszał. Zwróciłem uwagi na kropelki potu na jego skórze.
Zmiana planów – upuściłem torbę na ziemię i podciągnąłem rękawy. Nie będę czekał z treningami do cholernego poniedziałku. To moja pierwsza walka po powrocie i muszę wygrać. Nie czułem się źle, po prostu ludzie w szpitalu są zwykłą bandą idiotą. Chciałbym być teraz w Nowym Jorku.
- Nie mogę z Tobą pracować, Hazz. Ja…
Nie musisz – uśmiechnąłem się złośliwie, przewiązując włosy opaską. Powinienem zacząć biegać, żeby nabrać trochę rozmachu. Oczy Jake’a uważnie mnie obserwowały, ale postanowiłem to zignorować. Ćwiczący ludzie nie odrywali od mojej osoby wzroku, niektórzy nawet wyciągali telefony komórkowe i robili zdjęcia, jak pojebani stalkerzy. Nie rozumiem tego, naprawdę. To, że jestem przystojnym bokserem nie znaczy, że muszę być na okładkach magazynów.
Mocniej związałem swoje włosy i sprawdziłem godzinę na telefonie. Zauważyłem wiadomość od Louisa z  czyimś numerem w środku. O kurwa, dał mi jej numer? Wczoraj zjebałem sprawę z  powodu Zayna. Pierdolonego Zayna Malika i Nialla Horana. Frajerzy.
Wsunąłem słuchawki do uszu i stanąłem na bieżni. Ustawiłem standardowy poziom i włączyłem muzykę. Coś, co miała w sobie Becca sprawiało, że chciałem jej coraz bardziej. Jej długie, brązowe włosy i orzechowy oczy w jakiś sposób wprawiały mnie w oszołomienie. Nie mogłam przestać o niej myśleć. Była pierwszą osobą, przy której obudziłem się w szpitalu i pierwszą dziewczyną, obok której chcę się obudzić po pieprzeniu. Kurwa, uspokój się Styles.
Harry, zepsujesz maszynę – ostrzegła mnie Jane i odruchowo zerknąłem w dół. Moje stopy poruszały się w oszałamiającym tempie, a ja dosłownie tonąłem w pocie. Kiedy do cholery zacząłem biec?
***
Otuliłem się płaszczem, kiedy zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Moja niebieska, luźna czapka Beanie nie sprawiała swojego zadania, do tego zamarzły mi stopy. Nie padał śnieg, ale ten leżący na ziemi był wkurwiający jak mało co.
Kupiłem kawę w Starbucksie, uwielbiam tą gównianą knajpkę. Do tego czasu jeszcze nikt mnie nie zauważył, a nawet jeśli, to nie zwracali na mnie uwagi. Reporterzy wciąż otaczali mój dom, odkąd z niego uciekłem w nocy.  Banda idiotów bez własnego życia.
Przeszedłem obok stoiska z gazetami i zdecydowałem się wziąć jedną z nich. Nie byłem na bieżąco z nowinkami odkąd wyszedłem ze szpitala. Mężczyzna za ladą posłał mi mały uśmiech, kiedy grzebałem w  kieszeniach w poszukiwaniu drobnych.
Yo, Stary, czy to ty? – zapytał, wskazując na magazyn po prawej stronie. Omiotłem uważnym wzrokiem okładkę i doszedłem do wniosku, że to jeden z oczerniających cele brytów pismaków. Westchnąłem ciężko i wyrwałem mu gazetę z dłoni – Ah, jesteś Harrym Stylesem! Mój syn Cię kocha – mężczyzna zaczął skakać z podekscytowania, ale ja nie zwróciłem na niego uwagi. Moje oczy spoczęły na ogromnych słowach na pierwszej stronie. Mieli zdjęcia mnie i pierdolonej Rebecci, kiedy wyszliśmy z klubu i teraz nazywają ją moim nowym „skandalem”.
Skandal? Od kiedy skandal to  utrzymywanie kontaktów z kobietą?
To Harry Styles! – jakaś dziewczyna krzyknęła. Kiedy zadarłem głowę w górę, grupka ciekawskich mnie otoczyła. To musi być jakiś żart. Powiedzcie, że to żart. 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 7.

Dlaczego mnie tutaj zaprosiłeś? – zapytałam, odbierając od Harrego schłodzony napój. Trunek był tak zimny, że przeszedł mnie pojedynczy dreszcz. Zerknęłam na chłopaka z delikatnym uśmiechem.   
Nie mogę przestać o Tobie myśleć, wiesz? – jego ciepły oddech otulił moją twarz. Omiotłam bruneta uważnym spojrzeniem od góry do dołu, zanim głośno przełknęłam ślinę. Znam to rozlewające się po całym ciele uczucie, głównie skupiające się w dolnych partiach. Jeżeli nie wiecie o co mi chodzi, możecie zapytać moją słuchawkę prysznicową – Powinniśmy zatańczyć – zaproponował, a ja rozejrzałam się dookoła, czując jak zasycha mi w gardle. Sposób, w jaki ocierali się o siebie tamci ludzie nie był naturalny. Wyglądali tak, jakby zaraz mieli zacząć się kochać. Harry zaczął się śmiać, prawdopodobnie rozbawiony moją reakcją – Chodź – splótł nasze palce u dłoni.
Jego dłoń była przyjemna w dotyku i ciepła, a co najważniejsze, idealnie pasowała do mojej, kilka razy mniejszej. Odłożyłam swojego drinka na bar, zanim stanęłam z chłopakiem na samym środku parkietu. Poczułam ręce Harrego na swojej talii, a potem przyciągnął mnie do siebie – Może być trudno bez wystarczającej ilości alkoholu – zauważył. Skinęłam głową w ramach potwierdzenia. Głośna muzyka dudniła mi w uszach. Nie wiem, jakim cudem go usłyszałam.
Chyba muszę się jeszcze napić – powiedziałam żartobliwie. Tańczenie raczej nam nie wychodziło – Zaraz wracam – mruknęłam. Zniknęłam w tłumie, próbując odszukać kieliszek, który jakiś czas temu zostawiłam na barze. Zanurzyłam wargi w trunku, a kiedy wzięłam parę łyków, miałam wrażenie, że substancja wypala mi gardło. Połknęłam wszystko z grymasem na twarzy. Zwróciłam uwagę na mężczyznę naprzeciwko mnie. Uważnie śledził moje ruchy, jednocześnie chichocząc pod nosem. Obok niego stał inny chłopak, z blond włosami ułożonymi w podobny sposób. Sprawiali wrażenie bardzo pewnych siebie.
Tak? Mogę w czymś pomóc? – zapytałam niegrzecznie. Ten opalony wzruszył ramionami lekceważąco, a jego brązowe oczy napotkały moje. Miałam wrażenie, że roztapia mi się serce pod wpływem pożądliwego spojrzenia bruneta. Był gorący. A może to przez alkohol, który wypiłam? Miał postawione do góry włosy i skórzaną kurtkę niedbale narzuconą na ramiona. Westchnął, zanim wsadził papierosa pomiędzy wargi i odpalił go zapalniczką.
- Jeszcze jeden dla tej pani – powiadomił barmana. Nie mogłam powstrzymać się przed wywróceniem oczami. Wyglądał na dupka i prawdopodobnie nim był. Blondyn nie odezwał się ani słowem.
Becca, co Ty robisz? – ręka Harrego wylądowała na moich plecach. Jego zielone tęczówki  napotkały się z dwójką chłopaków naprzeciwko – Kurwa – wymamrotał. Pokój, w którym się znajdowałam zaczął kręcić się w kółko. Co ja w siebie wlałam?
Co do niej powiedzieliście, kutasy? – warknął, a oni wzruszyli ramionami. Zacisnęłam palce na materiale koszulce Harrego, przyciągając go do siebie. Uśmiechnęłam się ospale – Wszystko w porządku? – skinęłam głową i przygryzłam dolną wargę, zanim przylgnęłam do bruneta  ciałem.
Zatańczmy. Teraz – zachichotałam, wywołując u Stylesa dezorientację.
Co do diabła? Zayn, Niall… - wycedził przez zaciśnięte zęby. Kiedy odwrócił się, żeby z nimi porozmawiać, zniknęli nam z widoku.
Nie rozmawiałam z nimi, przysięgam – zapewniłam, wypuszczając jego bluzkę. Prychnął z irytacją, wciąż rozglądając się po klubie w poszukiwaniu dwójki chłopaków. Znał ich? Ten świat jest jednak mały!
Zdążyłam wywnioskować, że Harrego bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi. Złapał mnie za rękę i zaprowadził z powrotem na parkiet. Adrenalina rozlała się po całym ciele, nigdy wcześniej się tak nie czułam. Wypiłam tylko jednego drinka i byłam kompletnie nawalona – jak?
To palanci – przemówił, zanim ścisnął mój pośladek i przyciągnął do siebie, tym samym pomniejszając odległość pomiędzy naszymi ciałami praktycznie do zera. Zauważyłam,  że coś w jego spodniach twardnieje, ale postanowiłam to zignorować. Nie jestem przecież łatwa…
Nie rozmawiałam z nimi – próbowałam przekrzyczeć głośną muzykę. Obróciłam się tyłem do jego  klatki piersiowej. Poruszaliśmy się w rytm szybkiej piosenki, a on ułożył ręce na moich biodrach. Prawie upadłam, natrafiając na jakąś osobę, ale uchronił mnie przed zaliczeniem bliskiego spotkania z podłogą za pomocą silnych ramion. Nasze ciała były tak blisko… Zaczęłam szybciej oddychać, kiedy przycisnął wargi do skóry na szyi. Jęknęłam z rozkoszy pod wpływem ruchów języka Harrego. Przesunął je na moją szczękę. Nie potrafiłam stać prosto, chwiałam się na boki. Dlaczego?
Boże, jesteś kurewsko piękna – mruknął, sekundę później złączając nasze wargi w pocałunku.   Miał miętowy oddech, nie mogłam powstrzymać się od kolejnego jęku. Chciałam się odsunąć, ale było mi za dobrze. No dalej, Becca – powtarzałam sobie w głowie.
W porządku? – ponownie zadał pytanie. Tym razem nie byłam w stu procentach pewna, czy rzeczywiście jest w porządku. Wyswobodziłam się z jego uścisku i zaczęłam pocierać swoje skronie.
Dorzuciłeś mi coś do drinka? – zapytałam. Jedynym możliwym wytłumaczeniem mojego zachowania było coś w środku drinka, który on mi przyniósł. Cofnęłam się o parę kroków do tyłu, wciąż czując jego wargi na swoich.
Co? Kurwa, nie! – zaprzeczył natychmiast. Potrząsnęłam energicznie głową – O czym ty mówisz? – złapał mnie za rękę. Nie zdążyłam zareagować, moje reakcje były spowolnione. Obserwował mnie uważnie.
Stary, teraz my możemy się nią zaopiekować – usłyszałam czyjś głos za sobą. Kiedy się odwróciłam, zauważyłam blondyna, którego spotkałam przy barze.  Jego opalony kolega roześmiał się złośliwie. Harry chyba nie mógł być bardziej wkurzony.
Co dosypaliście jej do drinka, kutasy?! – niespodziewanie pięść kędzierzawego wylądowała na twarzy „Zayna”. Rozchyliłam szeroko oczy ze zdziwienia, ale nie potrafiłam nic zrobić. Mogłam tylko patrzeć.
Muszę się stąd wydostać. Odwróciłam się na pięcie, wpadając na kogoś. Jęknęłam i zadarłam głowę w górę. Odetchnęłam z ulgą. Louis. Zaraz, czy to na pewno był Louis?
 - Becca? Co u diaska? – złapał mnie za ramiona. Louis, na pewno Louis – Otwórz oczy – posłusznie wykonałam polecenie. Kiedy je zamknęłam?
Lou zerknął za bójkę za mną. Ludzie zaczynali uciekać, chyba usłyszałam przewracające się krzesła. Pociągnęłam go za bluzkę, żeby zwrócić na siebie uwagę. Posłuchał.
Muszę się napić. Chodźmy stąd – zaprowadził nas do baru, gdzie wypiłam trzy szklanki wody mineralnej. Co jakiś czas zerkałam w kierunku Stylesa, wciąż nie przestał walczyć. Kilku mężczyzn ubrano na czarno odciągnęło od siebie Harrego  i Zayna. Jeden z nich pochylił się nad Harrym i wyszeptał mu coś do ucha. Styles go odepchnął i skinął głową. Zaczął zmierzać w kierunku wyjścia, a ja odetchnęłam z ulgą.
 Co by się stało, gdyby Louisa tutaj nie było? Ten palant na pewno zostawiłby mnie na pastwę losu. 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 6

Jego miękkie koniuszki palców ocierały się o moją bladą skórę, odkrywając wszystkie wrażliwe miejsca. Pozwoliłam, by jęknięcie wyślizgnęło się spomiędzy moich ust, podczas gdy on składał delikatne pocałunki na mojej szyi, stopniowo sunąc w dół. Mogłam poczuć ciężki oddech chłopaka w okolicach swojego podbrzusza. Wygięłam plecy w łuk, żeby pokazać jak bardzo jest mi przyjemnie. Dłonie Harrego przytrzymywały mnie w jednym miejscu, a ja poczułam uderzenie gorąca, które rozlało się po całym ciele. Jęczałam coraz głośniej i głośniej.
Wplotłam długie palce w jego kręcone włosy, wzmacniając uścisk, kiedy doznania się spotęgowały.. Nie potrafiłam siedzieć cicho, był po prostu za dobry w tych sprawach.
Więcej – odetchnęłam, uderzając głową w chłodną ścianę. Skrzywiłam się i otworzyłam szeroko oczy. Byłam całkowicie sama. Pod prysznicem. Zarumieniłam się, natychmiast  odsuwając dłonie od swoich dolnych partii ciała. Powtarzające się w głowie wizje Harrego robiącego mi dobrze sprawiały, że coraz więcej kropelek potu zaczęło pokrywać moją skórę. Nie miałam pojęcia, że robię coś takiego. To wydawało być się takie realistyczne, jakby rzeczywiście był tutaj ze mną.
Dlaczego o nim fantazjuję, skoro nigdy nie go nie dotknęłam? Za wyjątkiem mierzenia ciśnienia krwi; wówczas miałam przyjemność dotykania bicepsa Harrego. Ugh, te bicepsy… Ale, czy nie właśnie nie od tego są fantazje? Od marzenia o kimś, kogo nigdy nie będziesz miała? Wzięłam głęboki oddech, wyciskając na dłoń trochę szamponu. Nie wiedziałam ile to robiłam. Miałam nadzieję, że nie byłam na tyle głośno, by zwrócić uwagę sąsiadki.
Wzdrygnęłam się, kiedy wyobraziłam sobie, że przychodzi do mojego apartamentu, żeby mnie zbesztać, a potem zauważa, że jestem sama, bez kochanka. Prawdopodobnie i tak wie, że to robię. Nie miałam nikogo od prawie roku. Odkąd Louis wyszedł, wzięłam krótką drzemkę, a potem jakimś cudem wylądowałam pod prysznicem… Myśląc o Harrym. On jest sławny, a ja jestem zwykłą pielęgniarką. Nie mogę myśleć, że kiedykolwiek do czegoś pomiędzy nami dojdzie. To przecież nierealne.
Wyszłam z kabiny, obwiązując się ręcznikiem. Zerknęłam na zegarek, którego wskazówki spoczywały na godzinie piątej. Powinnam coś zjeść, a potem zacząć martwić się o swój strój na dzisiejszy wieczór. Będziemy coś pić? Ugh, oczywiście, że będziemy. Idziemy do baru, a ja jestem pełnoletnia. Dźwięk mojego telefonu obwieszczający przyjście wiadomości tekstowej trochę mnie wystraszył. Nie musiałam odblokowywać komórki, treść SMSa wyświetliła się na ekranie startowym.
Louis: Mam nadzieję, że już wstałaś. Podjadę po Ciebie o 9. xx
Westchnęłam, otwierając szafę. Wyciągnęłam z niej luźną piżamę. Do wyjścia pozostało dużo czasu, a mi zależało głównie na wygodzie. Przeszłam do kuchni, wyjmując z lodówki pizzę, którą zamówiłam wczoraj. Podgrzałam ją w mikrofali. Niektórzy mogą uważać, że to obrzydliwe, ale nie miałam w domu nic innego. Nie stać mnie na zrobienie zakupów albo zamówienie czegoś jeszcze, chciałam zostawić trochę pieniędzy na dzisiaj. Musisz nauczyć się rozróżniać zachcianki od prawdziwych potrzeb, Becca. Chyba muszę niedługo wybrać się do banku.
Ruszyłam w kierunku salonu. Tam włączyłam telewizor, zostawiając ten sam kanał, który oglądałam z Louisem. Zaczęli rozmawiać o Kim Kardashian, co naprawdę guzik mnie obchodziło.  
Kiedy mikrofala zaczęła buczeć, zwiastując koniec ciągnącego się w nieskończoność okresu oczekiwania, wyciągnęłam gorącą już pizzę. Wycisnęłam na talerz olbrzymią ilość serowego przysmaku, zgarnęłam po drodze puszkę Coli i rozwaliłam się na kanapie. Jestem taka niechlujna… Nie dziwię się, dlaczego mam tylko jednego przyjaciela – Louisa.
***
- Czarna czy fioletowa, bez różnicy. Możemy już iść? – jęknął Lou, przewracając oczami. Zajął miejsce na moim łóżku, podczas gdy ja trzymałam dwie sukienki na wysokości jego twarzy. Miałam na sobie tylko stanik i majtki, ale przecież jest moim najlepszym przyjacielem i nie powinnam się wstydzić. Poza tym, już parokrotnie widział mnie nago. Nie pytajcie.
Po prostu wybierz – potrząsnęłam kreacjami w moich dłoniach zachęcająco. Louis ciężko westchnął, uważnie się im przyglądając.
Czarna – zadecydował w końcu, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Wcisnęłam fioletową do szafy, wsuwając na siebie tą drugą. Miała tył na zamek, a ja zaczęłam świrować. Co będzie, jeżeli jakiś żartowniś postanowi wykręcić mi numer i po prostu ją rozepnie?  Usłyszałam rozbawiony chichot Louisa. Nie mogłam mu się dziwić, ubierałam sukienkę od dobrych dwóch minut. Ostatecznie w końcu naciągnęłam obcisły materiał na siebie – Boże, jeżeli nie bylibyśmy tak blisko, to bym Cię przeleciał.
- Ew, przestań. To obrzydliwe – zaśmiałam się, grzebiąc w szufladzie w poszukiwaniu kopertówki – Nie chcę jej ze sobą brać… - mruknęłam  pod nosem.
To nie bierz, ja zaopiekuję się Twoim portfelem. Chociaż, on prawdopodobnie i tak nie da Ci za siebie zapłacić – Lou wstał z łóżka, zabierając ode mnie plik banknotów. Kiedy ostatnio liczyłam, miałam całą stówę. Tylko stówę – Wyglądasz pięknie – przyznał, co skomentowałam szerokim uśmiechem – Ale musimy iść. Jest już 9:30, chyba nie chcesz się spóźnić…? – skarcił mnie zabawnie. Podążyłam za Louisem, wychodząc ze swojego apartamentu. Droga do jego samochodu dłużyła się w nieskończoność, zresztą tak samo jak podróż do klubu. Denerwowałam się spotkaniem z Harrym tak bardzo, ze zaczęłam mieć mdłości. Uświadomiłam sobie, że zobaczę go już za chwilę kiedy wjechaliśmy na parking i zaczęliśmy szukać wolnego miejsca.
Nazwiska – zapytał nas wysoki i dobrze zbudowany bramkarz, kiedy w końcu stanęliśmy przed drzwiami wejściowymi klubu. Zerknęłam z przerażeniem na Louisa i razem posłaliśmy postawnemu mężczyźnie błagalne spojrzenie – Nie ma was na liście, nie wchodzicie – powiedział, tak jakbyśmy mieli jeszcze nadzieję na wejście do środka. Typowa scena z filmu – nie wpuszczają głównych bohaterów, ale oni znajdują jakiś sposób na wślizgnięcie się. Niestety, moje życie to nie film.
Kiedy zaczęliśmy się oddalać, ktoś ścisnął mnie za ramię. Zadrżałam. Odwróciłam się, napotykając znajome, zielone i radośnie błyszczące oczy. Uśmiechnął się na mój widok – Josh, oni są ze mną – zerknął na bramkarza, a „Josh” skinął głową, odsuwając się o wpuszczając nas do środka.  Światła były oślepiające, a maszyny produkujące sztuczny dym sprawiły, że niewiele mogłam dostrzec. Zauważyłam tylko tańczące i ocierające się o ciebie ciała, a głośna muzyka dudniła mi w uszach.
Cześć stary! – Harry przekrzyczał lecącą właśnie piosenkę, łapiąc Louisa za dłoń, ściskając ją i przyciągając do siebie, żeby poklepać go po plecach. Lou rozszerzył oczy i byłam w stu procentach pewna, że ledwo powstrzymuje się od piśnięcia z podnieceniem, żeby nie zrobić z siebie idioty. Milczałam, dopóki Styles nie odwrócił głowy w moim kierunku. Zauważyłam, że ma na sobie chyba najbardziej seksowny strój, jaki kiedykolwiek mógł mieć na sobie facet.
- Cześć, Becca  - jego usta wylądowały niebezpiecznie blisko mojego ucha. Ciężki, gorący oddech Harrego połaskotał mnie w ucho. Głos, który cały czas odtwarzałam w myślach i chłopak, o którym fantazjowałam teraz stał przede mną.
- Cześć, jak się czujesz? – zapytałam, dotykając ramienia chłopaka, żeby mieć możliwość nachylenia się nad nim. Uśmiechnął się i splótł swoje  palce z moimi, minimalizując odległość pomiędzy naszymi ciałami.
Mogę pić, jeśli jesteś tutaj ze mną? – nie sądziłam, że tak proste pytanie może zabrzmieć tak seksownie i uwodzicielsko. Technicznie, jestem jego pielęgniarką. Jeśli coś by mu się stało, prawdopodobnie przyjechałabym na miejsce. Jeżeli coś rzeczywiście się stanie, a ja już wtedy będę na miejscu, raczej nigdy nie dostanę pracy.
- Nie, nie jestem Twoim lekarzem – to zdanie było prawdziwe, chociaż okoliczności temu nie sprzyjały. Zacisnął wargi w cienką linię, kiedy zdał sobie sprawę, że jego twarz jest niebezpiecznie blisko mojej i jesteśmy o krok od pocałunku. Wyjrzałam przez ramię Harrego, dostrzegając energicznie machającego Louisa, który usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę. Chciał coś powiedzieć, ale nie mogłam stwierdzić co dokładnie.
Kiepsko. W takim razie muszę postawić Ci jednego drinka– przejechał wargami wzdłuż mojego policzka, a ja pokiwałam energicznie głową jak skończona idiotka. Jest bardzo dobry w wymyślaniu tekstów na podryw, wypowiada się płynnie, tak jakby mieszanie dziewczynom w głowach nie sprawiało mu żadnego problemu. Nie dziwię się, że tyle panienek na niego leciało. Obserwowałam, jak odchodzi, wcześniej jednak puszczając mi perskie oczko. Odruchowo zerknęłam na Louisa, który rozchylał usta i oczy ze zdziwienia.
Oczywiście, przecież w ogóle mu się nie podobam! – zaczął mnie przedrzeźniać.
 - Boże, znajdź sobie dziewczynę! Zrób COKOLWIEK! – odkrzyknęłam. Po jego minie wywnioskowałam, że to nie jest coś, co ma ochotę teraz zrobić – Proszę? – zapytałam normalnym, spokojniejszym tonem. Skinął i zniknął gdzieś w tłumie. Kiedy straciłam go z oczu, Harry stanął przy mnie z paroma rodzajami alkoholu w dłoniach.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 5.

Przerwa na lunch minęła, a moja czwartkowa zmiana powoli dobiegała końca. Nigdy nie musiałam przychodzić do szpitala w piątki i w weekendy. Miałam nadzieję, że nie dostanę następnego dyżuru w najbliższym czasie. Nie zniosłabym tego dobrze.
Witaj ponownie, skarbie – Harry uśmiechnął się zawadiacko, kiedy weszłam do sali. Jakiś doktor czyścił narzędzia na stronie, a jego oczy spoczęły na mojej twarzy. Kąciki warg mężczyzny powędrowały ku górze. Pan Johnson.
Cześć– przywitałam się. Doktor zerknął najpierw na mnie, a potem na Harrego.
Miło widzieć, że się dogadujecie – uśmiechnął się delikatnie, pakując wyczyszczone już narzędzia do szuflady – Harry, wychodzisz już jutro. Proszę, uważaj na siebie. Zero alkoholu i zero walk do poniedziałku. Rozumiemy się? – chłopak skinął głową.
Proszę się nie martwić. Dostanę do domu pielęgniarkę? – zapytał rozbawiony, a jego zielone tęczówki napotkały  moje.
Chciałbyś dostać? – zapytał doktor, a ja rozchyliłam szerzej oczy.
Nie, on nie potrzebuje pielęgniarki – sprzeciwiłam się, a doktor Johnson wydał z siebie zdławiony chichot. Przewróciłam oczami teatralnie i głęboko odetchnęłam.
Okej. Muszę skserować jego dokumenty. Zostań tutaj, aż Twoja zmiana się skończy, proszę – poinstruował mnie. Skinęłam głową w ramach potwierdzenia. Potem mogłam tylko obserwować, jak znika za drzwiami pokoju.
- Kiedy kończy się Twoja zmiana? – zapytał Harry.
- Umm… zerknęłam na swój telefon – Za 20 minut – zajęłam miejsce na krześle nieopodal łóżka pacjenta.
Mieszkasz tutaj? – zadał kolejne pytanie. Był strasznie ciekawski, nie potrafiłam powstrzymać ostentacyjnego westchnięcia – Mieszkam  na  Acres 81, a Ty? Gdzieś niedaleko?
- Tak – potwierdziłam -  Dwa bloki dalej… Bently’s Place – nie wiedziałam dlaczego mu to mówię, ale po uśmiechu na jego twarzy wywnioskowałam, że jest usatysfakcjonowany moją odpowiedzią.
Nieźle – rozejrzał się po pokoju i zapadła krępująca cisza. Dlaczego do cholery powiedziałam mu gdzie mieszkam? –Um, Twój przyjaciel, Louis jest całkiem fajny – zaschło mi w ustach przez sposób, w jaki na mnie patrzył. Jego oczy nie były już tak ciemne, jak podczas konfrontacji z Chrisem. Przybrały przyjemny, szmaragdowy odcień.
Jest trochę… Niesforny – uśmiechnęłam się do samej siebie.
Tak, dałem mu swój numer. Pozwoliłem też oglądać moje walki w poniedziałek… - Urwał niespodziewanie, prawdopodobnie chcąc mi coś zasugerować. Udawałam, że nic nie zauważyłam, wpatrując się w swoje paznokcie.
-  Miło  z Twojej strony, jest Twoim ogromnym fanem – zapewniłamUśmiechnął się w odpowiedzi. Nigdy nie sądziłam, że ktoś może wyglądać tak dobrze z szerokim uśmiechem. Harry tego dokonał.
Tak jak wszyscy – stwierdził z przekąsem. Przytaknęłam. Uważam, że tupet to dobra rzecz, nie mogłam go za to winić, w końcu uwięzili go w szpitalu na trzy dni –Dlaczego wybrali akurat Ciebie na moją pielęgniarkę? Oczywiście, nie żebym miał coś przeciwko… -  jego słowa sprawiły, że na chwilę przestałam oddychać.
Nie mam zielonego pojęcia, ale musiałam wstawać o trzeciej. Okaż trochę wdzięczności – uniosłam prawą brew, kiedy on przygryzał swoją dolną wargę szeregiem śnieżnobiałych zębów.
- Oh, ja… Ja… - mamrotał do siebie. Nie zdążyłam zapytać o co chodziło, ponieważ włączył się alarm, informujący o zakończeniu zmiany. Odetchnęłam z ulgą i wstałam z krzesła.
- Do zobaczenia, Becca? – wzruszyłam ramionami.
-  Prawdopodobnie nie w szpitalu. Nie chcę Cię rozczarowywać, ale to wątpliwe – pchnęłam szerokie drzwi. Nie potrafiłam stwierdzić  czy lubię jego towarzystwo, czy może nie. Był zdecydowanie zbyt pewny siebie i uparty, ale podobał mi się sposób, w jaki ze mną flirtował albo jak się do mnie zwracał. Jego głos był intrygujący i z każdym wypowiedzianym przez Harrego słowem miałam ochotę usłyszeć więcej i więcej. Jeżeli zachowywałam się tak po paru rozmowach, chyba nie chciałam wiedzieć co by się stało, gdyby do czegoś pomiędzy nami doszło. Chyba  muszę jak najszybciej wrócić do domu.
Kiedy wpychałam klucz do dziurki, nie potrafiłam stłumić szerokiego ziewnięcia. Próbowałam wnieść do środka ciężkie siatki z zakupami. Zamknęłam za sobą drzwi kopnięciem i rzuciłam torby w kąt. Ten tydzień był napięty, ale równocześnie niezapomniany. Harry Styles, pierwszy celebryta, jakiego kiedykolwiek spotkałam. „Męka” minęła bardzo szybko. Miałam wrażenie, że te cztery dni minęły  w ciągu niecałych dwóch godzin. Ściągnęłam z ramion zimowy płaszcz. Muszę wziąć prysznic. Teraz.
***
Becca! – jęknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej, przez co wszystkie poduszki na których spałam spadły na ziemię. Kto do cholery się do mnie dobija? – Becca! – ktoś krzyknął ponownie. Wyskoczyłam z łóżka, podążając w kierunku drzwi.
Co?!-  kiedy je otworzyłam, ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa. Owinął szczelnie twarz szalikiem, na głowę naciągnął luźną czapkę. Chyba nawet dwie. Przecież nie było aż tak zimno…
Kanał 4 ma dla nas nowinki! – wparował do mojego apartamentu, od razu rzucając się na kanapę. Sięgnął po pilota i zanim zdążyłam zaprotestować, włączył telewizor. – Popatrz, tutaj jest! – krzyknął, wskazując palcem na ekran. Zmarszczyłam brwi na widok twarzy Harrego.
-  Harry Styles w końcu został wypisany ze szpitala. Nasze źródła mówią, że przeszedł przez skomplikowaną operację i groźny zawał serca. Styles będzie odpoczywał aż do swojej walki, która odbędzie się w poniedziałek… - młoda kobieta z mikrofonem pod twarzy dopiero rozpoczęła przemówienie, a ja już przestałam jej słuchać. Odwróciłam głowę w kierunku Louisa, który wpatrywał się w telewizor jak zaczarowany.
Dlaczego oni kłamią? – zapytałam, opadając tuż obok przyjaciela. Wciąż byłam trochę zaspana.
Kłamią? – w końcu zerknął w moim kierunku, a ja przewróciłam oczami.
Nigdy nie miał zawału serca, nie przeszedł też skomplikowanej operacji – wytknęłam mu. Louis wzruszył ramionami lekceważąco.
Zastanawiam się w jakich sprawach jeszcze kłamią… - Lou usiadł naprzeciwko mnie i zapadła krępująca cisza. Moje powieki jeszcze nigdy nie były takie ciężkie. Powoli zamknęłam oczy – Becca, nie  ma czasu na spanie! Właśnie pokazują Twojego chłopaka! – miałam wrażenie, że krzyczy, chociaż mówił normalnym tonem. Zerknęłam w kierunku ekranu, na którym ktoś pomagał Harremu opuścić szpital.
Mój chłopak? – zachichotałam.
Cicho bądź! – uderzył mnie w ramię, co skomentowałam zirytowanym fuknięciem. Ma na jego punkcie obsesję czy jak? Kiedy wiadomości w końcu zeszły na inny temat, Louis głęboko odetchnął i powoli zaczął rozluźniać dotychczas napięte mięśnie. Ziewnęłam w poduszkę i ledwo powstrzymałam się od ponownego zamknięcia oczu. Telefon mojego przyjaciela zabrzęczał, zwiastując przyjście nowej wiadomości. Milczelibyśmy w nieskończoność, gdyby nie westchnięcie Lou.
Co znowu? – jęknęłam.
Powinniśmy gdzieś dzisiaj wyjść – zaproponował, ale potrząsnęłam głową przecząco. Byłam zmęczona, przecież widział – Otworzyli nowy klub na Acres – próbował mnie przekonać, ale ten pomysł wciąż mi się nie podobał.
Kto do Ciebie napisał? – zapytałam. Louis pobladł – Na pewno ktoś, kto chce dzisiaj wyjść. Może Harry? – mruknęłam rozbawiona, ale po wyrazie jego twarzy wywnioskowałam, że miałam rację – Nie gadaj… - wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na odpowiedź.
Umm… Harry prosił, żebym przyprowadził Cię dzisiaj do tego klubu – w końcu się przyznał. Gwałtownie wstałam z kanapy, nie mogąc w to uwierzyć. Harry Styles w pewien sposób właśnie zaprosił mnie na randkę… I myślę, że się zgodzę.
Co dokładnie powiedział? – wstałam, żeby zabrać jego telefon.
Hej, uspokój się! Przeczytam Ci, wyluzuj. Zaczynam się o Ciebie martwić… Najpierw go nienawidziłaś, a teraz zachowujesz się TAK? – oczy szatyna wylądowały na dotykowym wyświetlaczu komórki.
Nigdy go nie nienawidziłam! On po prostu… - nie dokończyłam. To nie tak, że go nienawidziłam. Po prostu nie darzyłam go sympatią, a to ogromna różnica – I dlaczego wybiera się do klubu, skoro dopiero wyszedł ze szpitala? – zapytałam samą siebie, a Lou wzruszył ramionami.
Hej Lou, idziemy dzisiaj do nowego klubu na Acres. Weź ze sobą Beccę, proszę xx – odczytał ze swojego telefonu. Uśmiechnęłam się pod nosem – Więc? Tak czy nie? Jest piątek, co innego możesz robić? – naciskał.
Przewróciłam oczami i rozejrzałam się po pokoju.
 - Okej, w porządku. Tak myślę… - westchnęłam – Ale teraz wypad stąd. Jestem zmęczona i potrzebuję snu. 

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 4.

Ostrożnie zabrałam od kobiety  opaskę  i pompkę, a ona posłała mi delikatny uśmiech jeszcze zanim zniknęła za kurtyną. Wszyscy tak robili, wszyscy chcieli jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. No, wszyscy za wyjątkiem mnie. Ciężko westchnęłam i sięgnęłam po podkładkę z klipsem, żeby wypełnić papiery Harrego. Odruchowo na niego zerknęłam i zauważyłam, że zielone oczy chłopaka mierzą moje ciało  wzrokiem od góry do dołu.

Zmierzę Ci teraz ciśnienie. Ta opaska będzie na twoim… Bicepsie, a ja wpompuję do niego powietrze. Może być trochę ciasno - powiedziałam, przypominając sobie o czym powinnam informować każdego badanego pacjenta. Nie potrafiłam się skupić, mając jego silne ramiona naprzeciwko twarzy, ale starałam się zgrywać profesjonalistkę. To, że jest sławny nie znaczy, że zrezygnuję z moich obowiązków - Proszę, współpracuj ze mną - westchnęłam, odpinając rzepy w urządzeniu. Ponownie na niego zerknęłam. Uważnie śledził każdy mój ruch - Sam podciągniesz swój rękaw, czy ja mam to zrobić?

- Możesz to zrobić - uśmiechnął się zawadiacko. Wywróciłam teatralnie oczami, zaciskając palce na materiale i marszcząc brwi z podenerwowania.

Nie jesteś miłą pielęgniarką. Podoba mi się to.

Cóż, nie jestem jeszcze pielęgniarką - wytłumaczyłam spokojnie, owijając specjalną opaskę wokół jego bicepsa, dochodząc do wniosku, że jest ogromny. Na pewno dużo czasu spędzał na siłowni. Spuściłam trochę powietrza, a Harry cały czas mnie obserwował. Kiedy chciałam rozpocząć badanie, chłopak odruchowo napiął mięśnie ciała, a urządzenie zabuczało niebezpiecznie - Nie możesz tak robić - przypomniałam.

Hej, jeśli nie jesteś jeszcze pielęgniarką, to masz dużo wolnego czasu, tak? - zapytał. Postanowiłam go zignorować, chyba siódmy raz w ciągu 48 godzin naszej znajomości - Becca? - próbował zwrócić na siebie uwagę. Wpompowałam powietrze, a opaska prawie sama się rozwiązała. Spisałam cyfry, które pojawiły się na wyświetlaczu, a on westchnął.

Twoje ciśnienie krwi jest w porządku - powiedziałam.

Jest w porządku? - specjalnie zaakcentował ostatnie słowo. Skinęłam głową, nie rozumiejąc, dlaczego każe mi się powtarzać - Powiedz prawdę - dodał po chwili. Jego oczy spoczęły na dokumentach w moich dłoniach. Chyba próbował odczytać tekst napisany małą czcionką.

Jest w normie - powiadomiłam, a on widocznie się rozluźnił i opadł bezwładnie na poduszki. Musiał naprawdę przejmować się swoim zdrowiem. Och, oczywiście, że to robił. Przecież jest bokserem.

Harry, masz gościa! - oznajmiła kobieta w średnim wieku, która znikąd pojawiła się w drzwiach sali. Pośpiesznie wstałam z łóżka pacjenta, poprawiając swoje spodnie i sięgając po podkładkę. Harry pobieżnie na mnie zerknął, ale wkrótce skupił całą swoją uwagę na mężczyźnie wychylającym się zza kurtyny.

Nie wiedziałam co robić, kończyny odmówiły mi współpracy. Stałam jak idiotka, obserwując jak ktoś się do nas zbliża. Zignorował moją obecność, a jego oczy cały czas spoczywały na twarzy Harrego. Wyglądał przerażająco i wiedziałam, że nie jest kimś, z kim dziewczyna jak ja powinna się zadawać.

 - Hej, jak się czujesz? - ominął mnie i stanął obok łóżka chłopaka. Zauważyłam tatuaże na jego ramionach, jeden pokrywał nawet szyję. Był bardzo umięśniony i wysoki. Kto to do cholery jest?

Powoli dochodzę do siebie - odpowiedział - Kiedy mogę stąd wyjść? - zapytał, a ja rozchyliłam oczy ze zdziwienia. Planował jak najszybciej opuścić szpital? Przecież dopiero tutaj przyjechał.

Jeśli już mówimy o tym… - mężczyzna wyciągnął z kieszeni spodni pogiętą kartkę i zanim zdążył ją wyprostować, Harry wyrwał mu papier z dłoni. Z każdym przeczytanym słowem, jego brwi zaczynały marszczyć coraz bardziej. Postanowiłam się czymś zająć, więc odwróciłam się do ich dwójki plecami. To były prywatne sprawy, do których nie powinnam się wtrącać.

Co jest, kurwa?! - krzyknął, a ja nie mogłam się powstrzymać przed zerknięciem w jego kierunku. Jeżeli krzyknąłby tak na mnie, prawdopodobnie bym się rozpłakała. Nie brzmiał jak Harry, z którym rozmawiałam wcześniej - 10 walk. Wszystkie w Londynie. Niemożliwe! Co się stało z Nowym Jorkiem, z Włochami?!  - jego głos cały czas był uniesiony. Mężczyzna naprzeciwko jedynie westchnął ciężko, tak jakby był przyzwyczajony do wybuchów Stylesa.

Nie możesz więcej tak podróżować. Musisz zostać na miejscu - próbował spokojnie wytłumaczyć, ale na własnej skórze zdążyłam się przekonać jak uparty potrafi być Harry.

Więc utknąłem na tym zadupiu?! - urządzenia, do których był podłączony zaczęły niebezpiecznie pikać. Jego tętno musiało przyśpieszyć - Nie mogę w to uwierzyć… - najwidoczniej również zwrócił uwagę na piszczące monitory, bo  trochę się uspokoił.

- Tak się dzieje, kiedy rozbijasz auto na tym zadupiu, więc proponuję zamknąć ryj i przestać zachowywać się jak mały bachor - odwróciłam się, wyglądając zza ramienia mężczyzny, żeby sprawdzić monitor pacjenta, starając się nie przeszkadzać w dziwnej rozmowie. Zastanawiałam się, dlaczego Harry nie chce zostać w szpitalu dłużej. Przecież nie jest tak źle… Oczywiście, nie jest też jak w niebie, ale to miejsce nie kwalifikuje się jako zadupie. Ale, co ja tam mogę wiedzieć - nie zwiedziłam całego świata. On tak.

Cokolwiek, Chris. Jeżeli dostanę taką samą stawkę, jest w porządku  - Harry nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, a ja odruchowo odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Chris wyrwał mu z dłoni świstek papieru, chowając go z powrotem do kieszeni. Kiedy się do mnie uśmiechnął, zauważyłam, że musiał wydać miliony na wybielenie  sobie zębów.

Przepraszam, że przeszkodziłem - mruknął - Do zobaczenia za 3 dni, Harold - dodał po chwili. Sekundę później już go tutaj nie było. Zerknęłam na Harrego. Zaciskał dłonie w pięści, a potem je otwierał.

Wskazówki zegara pokazywały godzinę dwunastą. Przerwa na lunch! Uśmiechnęłam się sama do siebie, zgarnęłam z biurka podkładkę z klipsem i ruszyłam w kierunku wyjścia.

- A gdzie Ty do cholery idziesz? - zapytał ze złością, a ja odruchowo zerknęłam na wściekłego chłopaka.

- Mam przerwę na lunch. Naprawdę powinieneś się uspokoić. To nie jest dobre dla Twojego ciśnienia krwi - posłałam mu zawadiacki uśmiech i wyszłam na korytarz. Musiałam coś zjeść, żeby przeżyć dzisiejszy dzień.

***

Westchnęłam głośno, stojąc w wyjątkowo długiej kolejce na stołówce. Przejechałam wzrokiem po wystawionym jedzeniu, ostatecznie decydując się na kolejną czekoladową babeczkę i butelkę wody. Nic więcej nie wyglądało zachęcająco. Stoliki zapełniły się ludźmi, których nie kojarzyłam, dlatego usiadłam sama, zdejmując osłonkę z muf finki. Podskoczyłam, kiedy ktoś zajął miejsce obok mnie.

Hej, poszedłem do pokoju Harrego, ale Ciebie tam nie było. O ironio, miałem zamiar zaprosić Cię na lunch - Louis trzasnął swoją tacką na stół, a ja skinęłam głową. Próbowałam powstrzymać uśmiech na samą myśl o Harrym. Jego loki, jego zielone oczy… Sposób, w jaki poruszał ustami sprawiał, że miałam ochotę go pocałować. Ugh, wyobrażenie jego dłoni sunących po moim ciele odebrało mi na chwilę oddech. Dlaczego w ogóle o tym myślę?

Becca? - Louis próbował zwrócić na siebie uwagę.

Och, wybacz - zachichotałam i odkręciłam butelkę wody, biorąc z niej małego łyka - Co mówiłeś? - chciałam  wyrzucić z głowy Harrego. To, jak się zdenerwował trochę mnie przeraził, ale jednocześnie byłam jeszcze bardziej zaintrygowana jego osobą.

Miałem zamiar opowiedzieć ci nudną jak flaki z olejem historię o dzisiejszym dniu na recepcji, ale powinnaś to zobaczyć - wyciągnął z kieszeni ciemnych spodni swojego Iphona i zaczął przesuwać w dół listy kontaktów - Popatrz - pokazał mi duży wyświetlacz. „Harry Styles” pojawiło się na ekranie, z ciągiem cyfr pod spodem.

- JAK?! - krzyknęłam, wyrywając mu urządzenie z dłoni. Studiowałam wzrokiem czarne litery i cyfry w kółko. Robi sobie ze mnie jaja czy jak?

Powiedział, że powinniśmy czasem gdzieś razem wyjść. Prawie się popłakałem, przysięgam - Louis pokiwał głową energicznie dla potwierdzenia wagi sytuacji.

Powinieneś dać mu mój! - burknęłam, nie mogąc uwierzyć, że Louis naprawdę dostał numer Harrego Stylesa. Lou zamachał brwiami i sprzedał mi mocnego kuksańca.

- Myślałem, że go nie lubisz…?

Potrząsnęłam przecząco głową. 

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 3.

Ponownie ruszyłam w kierunku windy i zerknęłam na drogi zegarek na swoim nadgarstku. Wskazówki wskazywały godzinę piątą. Ugh, dzisiejszy dzień dłużył się w nieskończoność. Poza tym, chyba oszalałam. Spędzałam tutaj tyle czasu, nie dostając nic w zamian – żadnego wynagrodzenia pieniężnego, żadnego uznania wśród znajomych. Inne dziewczyny, które brały udział w projekcie bardzo rzadko pojawiały się w szpitalu.  Nie zamierzałam iść w ich ślady, bo to moja jedyna szansa do realizowania samej siebie i osiągnięcia upragnionego  doświadczenia. Niestety, nie każdy może zostać sławny i nie każdy może być ukazywany na kanale 7.
Jak tam Styles? – głos Meredith wyrwał mnie z głębokiej zadumy, za co byłam jej wdzięczna. Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc co mogę odpowiedzieć, a drzwi windy się otworzyły. Obie weszłyśmy do środka – Słyszałam, że się obudził, kiedy byłaś w sali – przygryzła dolną wargę, wciskając przycisk z numerem 1.
Nie, cały czas spał – skłamałam. Przestudiowałam uważnym wzrokiem twarz dziewczyny, mając nadzieję, że uwierzy i nie będzie dalej drążyć tematu. Rozmawianie o moim spotkaniu ze sławnym (wyczujcie tą ironię) Harrym Stylesem było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowałam.
Muszę iść do 112. Do zobaczenia później, Becca – uśmiechnęła się do mnie ciepło, a ja skinęłam głową w ramach odpowiedzi. Nie chciałam mówić jej więcej, niż wymagała tego sytuacja. Meredith słynęła ze swojego zamiłowania do rozpuszczania  pikantnych, najczęściej wyssanych z palca historyjek  i wolałam nie zostać obiektem plotek. Moje szpilki obijały się o podłogę, przez co zwróciłam na siebie uwagę wszystkich na korytarzu. Zdecydowałam się pójść do recepcji, żeby sprawdzić czy mogę odpocząć, ewentualnie po prostu wrócić do domu.
~~~
Następnego ranka, zajęłam moje ulubione miejsce na parkingu przed szpitalem. Reporterów było dwa razy więcej niż wczoraj, podobnie zresztą jak śniegu na ulicach Londynu. Zastanawiałam się, dlaczego marnują tyle cennego czasu na stanie przed budynkiem. Spędzili tutaj ponad dwanaście godzin, żeby wyciągnąć od kogoś jakieś informacje. Nigdy nie przejmowałam się takimi sprawami. Do teraz. Nie potrafiłam wyrzucić tamtego chłopaka ze swojej głowy.
  - Dzień dobry – przywitałam się, ściągając z ramion płaszcz. Pielęgniarki skinęły mi głową w ramach powitania pomiędzy wymianą zdań. To, że byłam zwykłą członkinią szkolnego projektu czyniło ze mnie outsiderkę i wyrzutka. Nie zamierzałam jednak się tym przejmować, ponieważ głównie rozmawiały na nudne tematy, albo po prostu plotkowały. Kiedy chciałam zrobić sobie kawę, doktor Johnson stanął w drzwiach, patrząc w moim kierunku. Obróciłam się przez ramię, co było skończonym idiotyzmem. Oczywiście, że chodziło mu o mnie.
- Rebecca, tak? Byłaś ze mną wczoraj? – wypchnął mnie z gabinetu na korytarz. Energicznie pokiwałam głową i zerknęłam na plik papierów w jego dłoniach. Po dłuższej chwili ciszy, w końcu postanowiłam zabrać głos.
- Coś się stało,  doktorze? – zapytałam, ale uniósł palec w górę, chcąc mnie uciszyć.
Styles, Harry... Tak, tak, właśnie on! Ciągle o Ciebie pyta. Nie chce, żeby ktokolwiek inny mu pomagał – na początku mamrotał niezrozumiale, ale z każdym wypowiedzianym słowem jego głos stawał się coraz głośniejszy i wyraźny.
Co ma pan na myśli? – uniosłam pytająco brwi. Harry chciał mnie zobaczyć? Przecież rozmawiałam z nim tylko jeden raz, o ile wymienienie kilku zdań można nazwać prawdziwą rozmową.
Właśnie śpi, ale po prostu pójdź tam i siedź obok niego jak wczoraj. Dzieciak nie chce współpracować – zorientowałam się, że był bardzo zestresowany. Po workach pod jego oczami wywnioskowałam, że nie spał dobrze w nocy. Przygryzłam dolną wargę i nieśmiało spuściłam wzrok.
- W porządku – wyrwałam mu papiery z rąk i ze złością wymalowaną na twarzy ruszyłam w kierunku windy. Jak na sławnego boksera, Harry wydawał się być trochę… Szalony? Tak, to chyba dobre określenie. W szpitalu było przeraźliwie zimno, więc odpuściłam sobie związanie włosów w kucyka, żeby ochronić uszy przed odmarznięciem. 
Czytałam tabliczkę na każdych drzwiach, w końcu docierając pod salę numer 209. Skoro Harry wciąż spał, nie wiedziałam co mogę tam robić.
Nareszcie  - usłyszałam znajomy, zachrypnięty głos. Czy doktor Johnson skłamał, mówiąc, że Styles jest pogrążony w głębokim śnie, żeby mnie tutaj ściągnąć? Skrzyżowałam spojrzenia z pielęgniarką, która nieudolnie próbowała go nakarmić. Wyglądała na poirytowaną.
Um, może pani już iść - powiedziałam, a ona westchnęła z nieukrywaną ulgą. Pośpiesznie wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samą z… Nim. Nie patrzyłam na Harrego, skupiając się na papierach ściskanych kurczowo w obu dłoniach. Usiadłam na krześle i skrzyżowałam nogi w kostkach. Wolałam patrzeć na martwy przedmiot, niż wdać się w niezręczną pogawędkę z pacjentem szpitala.
Nie powinnaś mnie nakarmić? Dochodzi dwunasta i umieram z głodu – odruchowo zerknęłam na chłopaka. Planowałam od razu odwrócić wzrok, ale nie potrafiłam tego zrobić. Musiał wziąć niedawno kąpiel. Jego oczy były o wiele jaśniejsze, niż wczoraj, a jego skóra… Jego opalona skóra. Jak może być tak opalony, skoro na zewnątrz jest przeraźliwie zimno? Może podróżuje? Prawie zapomniałam o odpowiedzeniu na zadane pytanie.
Tamta pielęgniarka chciała Cię nakarmić. Dlaczego nie chciałeś jeść? – odłożyłam kartki na szafkę nieopodal i domyśliłam się, że Harry zrobi wszystko, byleby tylko ze mną porozmawiać. Sprawiał, że się denerwowałam. Może to przez jego sławę?
- Nie była tak ładna jak Ty.
Zarumieniłam się pod wpływem komplementu. Uśmiechał się zadziornie, prawdopodobnie zadowolony z samego siebie. Zerknęłam na talerz pełen jedzenia, na którym znajdowało się ziemniaczane puree i mięso, które raczej nie będzie najpyszniejszym daniem na świecie.
Masz jakiś interes w sprawianiu, że czuję się niekomfortowo? – zapytałam, wstając z miejsca. Jeżeli nie będę spełniać jego zachcianek, wyrzucą mnie z roboty.
Jak masz na imię? – uśmiechnął się. Nieważne o co go zapytam, zawsze zmieni temat na ten interesujący go. Dlaczego miałabym  mu się przedstawiać? Przecież nie spotkamy się więcej.
Dlaczego nie zaczniesz jeść sam? Jestem pewna, że masz sprawne dłonie. Przecież jesteś bokserem…  - zorientowałam się, co tak naprawdę powiedziałam o sekundę za późno. Przygryzł wargę, zanim po raz kolejny uśmiechnął się złośliwie. Czy on sobie ze mnie drwił?
- Widzę, że ktoś o mnie wypytywał… - podniósł się na łokciach i jakimś magicznym sposobem, nagle odzyskując czucie w obu dłoniach, złapał za sztućce. Nie mogłam się doczekać, aż powiem o tym pielęgniarce, która nieudolnie próbowała go nakarmić. Prawdopodobnie miała ochotę jak najszybciej wyjść zostawić Harrego samego.  
Nabił trochę wieprzowiny na widelec i ostrożnie powąchał, zanim wsadził kawałek mięsa do ust. Wnioskując po jego kwaśnej minie, musiało smakować okropnie – jak zresztą każde szpitalne żarcie. Kiedy wszystko przełknął, pośpiesznie sięgnął po butelkę wody i opłukał gardło.
- Co się stało i dlaczego tutaj trafiłeś? – zapytałam, przysuwając w jego stronę plastikowy stolik*. Odgarnął z twarzy kręcone loki, ostatecznie zaczesując je do tyłu.  
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, więc ja nie mam zamiaru odpowiadać na Twoje.
Zacisnęłam wargi w cienką linię. Przedstawienie się to przecież nic złego, a ja byłam zbyt ciekawa powodu jego pobytu w szpitalu – Rebecca.
Becca? Seksownie – przez twarz Harrego przełknął cień łobuzerskiego uśmiechu, zanim wsadził do ust trochę zmielonych ziemniaków. Zdecydowałam się tego nie skomentować – Miałem wypadek samochodowy – jego oczy były głębokie, wycelowane prosto we mnie. Zastanawiałam się, dlaczego to robi. Nie miał nawet najmniejszych problemów z utrzymywaniem z drugą osobą kontaktu wzrokowego. To musiało przydawać się na ringu bokserskim – Ile masz lat?
- A czy to ważne? – zapytałam cicho. Zmarszczył brwi kiedy otwierałam małą szufladę z białego biurka stojącego w rogu i wyjęłam jego dokumenty .
Co to? – wyprostował się, mierząc uważnym spojrzeniem żółte papiery, które ściskałam kurczowo w dłoniach.
Harry Styles, dwadzieścia lat. 185 centymetrów wzrostu, osiemdziesiąt siedem kilogramów… - przesunęłam palcem wzdłuż małej czcionki.
Okej, w porządku. Równie dobrze mogłabyś to wygooglować – pewność w jego głosie sprawiła, że wywróciłam teatralnie oczami. Miał dziwny akcent, a przez to  każde słowo wypowiedziane przez Harrego wydawało się być wiarygodne. Być może to przez wypadek, ale musiałam przyznać – wypowiadał się w bardzo atrakcyjny sposób. I dlaczego do cholery zwracałam uwagę na czyjś akcent? – Jesteś pełnoletnia?  
- Jeżeli odpowiem… Co z tego będę miała? – odwróciłam do niego plecami  i otworzyłam małą puszeczkę na szafce nieopodal. Uśmiechnęłam się na widok lizaka w środku, ale postanowiłam sobie odpuścić i pośpiesznie ją zamknęłam. Zapadła krępująca cisza, a kiedy stanęłam przodem do Stylesa, ściskał w dłoni swój telefon.
Po prostu lepiej się poznamy, skarbie – odpowiedział, wsuwając cienki przedmiot do lady i układając się wygodnie na poduszkach. Przez chwilę biłam się z myślami. Powiedzieć mu czy może nie?
Niedługo stuknie mi dwudziestka – uniosłam  brew, a on wydawał się być zadowolony z udzielonej odpowiedzi. Kątem oka zauważyłam wchodzącego do sali lekarkę. Skrobała coś w podręcznym notatniku.
Cześć Harry. Jak się czujesz? – zapytała, przystając przy jego łóżku. – Zbladłeś… - przełknęłam głośno ślinę. Zbladł? Jak ktoś tak mocno opalony mógł zblednąć w przeciągu kilku minut? Harry wzruszył ramionami i puścił mi oczko, zanim nawiązał kontakt wzrokowy z kobietą w średnim wieku. Stuknęła kilkakrotnie w swój podbródek, pewnie chciała go zbadać. Domyśliłam się, że chce zmierzyć mu ciśnienie krwi – Ciśnienie krwi! – wykrzyknęła, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie. Wiedziałam. Wyciągnęła z szafki pompkę i opaskę na ramię. Przestałam się szczerzyć, kiedy zerknęła w moim kierunku.
 - Mogłabyś to zrobić za mnie? Trochę się spieszę – i zanim zdążyłam odpowiedzieć, wcisnęła mi w dłonie przyrządy.
 * Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Nie wiedziałam jak to dobrze przetłumaczyć. :C

Rozdział 2.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio był taki ruch. Odkąd wyszłam z windy, mogłam zauważyć tylko pielęgniarki i lekarzy sunących po korytarzach szpitala.
Ściskając w dłoniach plik papierów, niechętnie popchnęłam podwójne drzwi prowadzące do sali numer 209. Zasłona skutecznie uniemożliwiała mi zobaczenia owego „Harrego Stylesa”, więc musiałam stanąć za nią.
Dziękuję – jakaś kobieta odebrała ode mnie dokumenty, zagłębiając się w ich treść. Nie miałam zielonego pojęcia kim jest, ale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji – Pacjent nie ma cukrzycy, nie rozpoznaliśmy również żadnych sercowych problemów. Po prostu podwój dawkę leków – powiedziała, odkładając kartki na stolik położony nieopodal nas. Kiedy instrukcje wyślizgiwały się spomiędzy jej warg, lekarze   szczelnie otoczyli  łóżko Harrego. Przełknęłam głośno ślinę, modląc się w duchu, by nic mu się nie stało. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebowałam było zobaczenie na własne oczy śmierci drugiego człowieka. To mój ostatni tydzień w szpitalu, nie chciałam zaprzątać swojego umysłu  tak okropnym wspomnieniem. Minuty mijały, a pikanie z monitora pracy serca zaczęło się uspokajać, powracając do powolnego, normalnego tempa. Usłyszałam, jak cała załoga wzdycha z ulgą, klepiąc się po plecach i uśmiechając. Zastanawiałam się, jak to jest uratować czyjeś życie. Na pewno wspaniale.
Zerknęłam w kierunku lekarza, który zdjął z rąk rękawiczki. Sięgnął do pobliskiej szuflady po nową parę. Obserwował mnie uważnie, więc doszłam do wniosku, że zastanawiał się kim jestem i co tutaj robię. Uderzył gumowym materiałem o swoją skórę z charakterystycznym dźwiękiem, po czym poruszył palcami. Poczekałam, aż nasze spojrzenia się spotkają, zanim zabiorę głos.
Biorę udział w projekcie dla studentów. Kazali mi tutaj przyjść i…
W porządku. Mam dla Ciebie zadanie – przerwał mi i wymownym ruchem głowy zasugerował, bym poszła za nim. Odsłonił kotarę, a ja utkwiłam wzrok w leżącym chłopcu. Chłopcu? Co ja gadam! Mężczyźnie. Miał loki, piękne, czekoladowe loki opadające w artystycznym nieładzie na twarz. Zauważyłam wiele skaleczeń oraz blizn i doszłam do wniosku, że na pewno wyglądałby o wiele lepiej bez nich. Był bardzo wysoki. Zwróciłam na to uwagę, ponieważ dosunęli do szpitalnego łóżka rozbudowę, co oznaczało, że z całą pewnością miał ponad metr osiemdziesiąt – Powinien obudzić się za… Trzy godziny. Przynajmniej taką mam nadzieję.  
Ma nadzieję?
Co mam robić? – zapytałam, obserwując uważnie rytmicznie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Harrego Stylesa. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo chciałam, żeby oddychał, chociaż nie miałam pojęcia kim był. Studiowałam wzrokiem całe jego ciało, zatrzymując się dłużej na kręconych włosach. Nigdy wcześniej nie podobali mi się chłopcy z lokami. Do teraz.
Kiedy się obudzi, zapytaj się czy wie gdzie jest i co się stało. Jeżeli nie będziesz w stanie tego zrobić, po prostu naciśnij ten czerwony przycisk– jego słowa wyrwały mnie z głębokiej zadumy. Wskazał na owy czerwony przycisk blisko głowy pacjenta. Przytaknęłam, to nie może być trudne. Jeżeli coś pójdzie nie tak, po prostu trzeba nacisnąć. – Doktor Johnson – przedstawił się mrugnął do mnie, po czym zniknął na korytarzu. Okej, czas zrobić coś pożytecznego. Zerknęłam na zegarek, dochodziła trzecia w nocy. Minęła godzina, zanim dojechałam na miejsce, a mimo to czułam, jakbym siedziała tutaj przynajmniej od siedmiu. Zajęłam miejsce na krześle w kącie pokoju, uważnie obserwując monitor pracy serca. Wnioskując po jego obrażeniach, musiał mieć za sobą wyjątkowo ciężki wypadek. Miałam nadzieję, że kiedy się obudzi, nie zacznie zachowywać się jak szaleniec i nie doprowadzi mnie do szału.
~~~
- O Boże, Becca! To Harry Styles! -  krzyknął mój najlepszy przyjaciel Louis. Zatknęłam mu usta otwartą dłonią, był zdecydowanie za głośno. Zadzwoniłam do niego, żeby przywiózł mi coś na ząb, bo umierałam z głodu. Lou pracował dzisiaj w recepcji, ale przyjechał trochę wcześniej, żeby wszystko załatwić przed swoją zmianą.
- Prosiłam, żebyś przywiózł mi śniadanie, a nie się wydzierał – wyrwałam mu z dłoni paczkę z jedzeniem, a on zerknął w kierunku Harrego, tak jakby to miało cokolwiek tłumaczyć – Kim on jest? Aktorem? – zapytałam, wgryzając się w czekoladową muf finkę. Mniam, kupił ją w piekarni przy North Avenue. Tak dobrze mnie znał. Doskonale wiedział co lubię.
- Żartujesz sobie?! To Harry Styles. TEN Harry Styles – jęknął ostentacyjnie, opadając na krzesło obok pacjenta.
To nic nie wyjaśnia – burknęłam, ale zignorował mój zirytowany ton głosu i głośno westchnął.
Jest bokserem. Nie wiedziałaś? Ciągle puszczają jego walki na kanale 7 – poinformował mnie Louis, a ja rozchyliłam wargi ze zdziwienia. Teraz już wiem, dlaczego tamci ludzie zachowywali się jak pomyleni. Chociaż padał śnieg, reporterzy wciąż stali przed szpitalem z kamerami.
Nie dotykaj go! – krzyknęłam, uderzając w rękę chłopaka, a ten pośpiesznie odsunął ją od łóżka.
Przepraszam, on po prostu… Jest sławny. Sama rozumiesz – wytłumaczył i wyjrzał przez okno – Nie chcę mi się wierzyć… Ci ludzie marzą o tym, żeby chociaż na niego spojrzeć, a Ciebie w ogóle on nie obchodzi! – wywrócił oczami. Zrozumiałam, że jest zazdrosny o robotę, jaką wykonuję.
To nie tak, że mnie nie obchodzi… Po prostu nie wiedziałam kim tak naprawdę jest. Nie przepadam za sportem, Lou – przypomniałam, wypuszczając spomiędzy warg ciężki oddech.
Okej, rozumiem. Cóż, naprawdę chciałbym zostać i pogadać… Już na zawsze – zaśmiał się – Ale muszę wracać – rozłożył ręce zachęcająco, a ja posłusznie wpadłam mu w objęcia – Powiesz mi o wszystkim później. I następnym razem odbierz pieprzony  telefon! – zebrał swoje manatki i zanim wyszedł z sali, pomachał w moim kierunku. Otworzyłam usta, żeby wyjaśnić, że nie miałam zasięgu, ale zniknął mi z oczu. Zaczęłam bawić się włosami, szukając dla siebie zajęcia. Czułam się w tej pracy taka… Samotna. Było inaczej, kiedy Louis siedział ze mną, ale teraz? Przebywanie w jednym pomieszczeniu z ledwo żywym chłopakiem nie należało do moich wymarzonych czynności. Próbowałam wyobrazić sobie, jak wygląda naprawdę Harry. Jaki ma kolor oczu, lub  jak brzmi jego głos? Będzie zaspany i głęboki, czy może delikatny? Albo może trochę wyższy, niż u innych facetów, biorąc pod uwagę jego kręcone włosy.
Pokręciłam głową, kiedy przyłapałam siebie samą na rozmyślaniu o tak idiotycznych sprawach. Obróciłam się na krześle parokrotnie. Kiedy ponownie na niego zerknęłam, zauważyłam, że jedna z poduszek na której leżał się przekrzywiła, praktycznie spadając z materaca łóżka. Zeskoczyłam z siedziska, próbując poprawić białego jaśka bez przeszkadzania mu w spokojnym śnie. Nie byłam w stanie tego zrobić, więc uniosłam delikatnie jego plecy.
Jego nos zmarszczył się pod wpływem moich zabiegów, a ja rozszerzyłam oczy, przerażona wizją tego, co się stanie gdy się obudzi. Uspokój się, oddychaj.  Zostawiłam w spokoju poduszkę, kiedy ciche jęknięcie wyślizgnęło się spomiędzy warg Harrego. Wciągnęłam powietrze do płuc gwałtownie, niechcący trącając ramię chłopaka. Westchnął ciężko, a ja byłam w stu procentach przekonana, że zaraz rozchyli powieki. Wbiłam ostre krańce paznokci w wierzch dłoni i zastanawiałam się czy powinnam wciąż stać, usiąść, czy może zrobić coś innego. Zanim podjęłam jakąś decyzję, otworzył szeroko oczy. Zielone, piękne oczy.
Ugh, cześć  - jego głos był zdecydowanie zaspany i głęboki. Zakaszlał, co wywołało u mnie krótki atak paniki. Odruchowo podeszłam do czerwonego guzika. – Nie – mruknął, a ja ostrożnie ułożyłam palec na przycisku, ale nie nacisnęłam.
Czy jestem w niebie? Musisz być aniołem – przewróciłam teatralnie oczami. Wiedziałam, że tak będzie. Wszyscy sławni ludzie zachowują się w ten sposób.
- W-wiesz gdzie jesteś? – zapytałam, przypominając sobie o zaleceniach pana Johnsona.
Umm… - znowu zaczął kaszleć, przymykając oczy i biorąc głęboki oddech – Kurwa – wymamrotał, ponownie rozchylając powieki – Jestem Harry.
Nie marnowałam więcej czasu i po prostu przycisnęłam czerwony guzik. Nie wiedziałam o czym mogę z nim rozmawiać. Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu, a denerwujący dźwięk rozległ się dookoła nas, przywołując dwójkę lekarzy. Rozpoznałam doktora Johnsona i posłałam mu nieśmiały uśmiech. Zajął miejsce obok Harrego, świecąc mu do oczu latarką i sprawdzając szpitalną aparaturę. Przypomniałam sobie, w jaki sposób zwracał się do mnie Styles. Po prostu się obudził i zaczął flirtować. Zaraz, czy on ze mną flirtował? Przecież nie mógł… Przez natłok myśli kołaczących się w mojej głowie postanowiłam ostatecznie skupić się na kobiecie naprzeciwko.

Możesz już iść, skarbie – powiedziała, a ja skinęłam głową, sięgnęłam po swoją babeczkę i opuściłam pomieszczenie.  
***
OD AUTORKI: I co uważacie, misie? Ja osobiście już fangirluję! :D ♥ Nie bójcie się głosować i komentować, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy!
I ostrzegam, że z każdym następnym rozdziale w FF będzie pojawiać się coraz więcej przekleństw i scen erotycznych, ale i tak wiem, że niektórzy tylko na to czekają. ]:->