- Naprawdę muszę iść – zajęczałam, próbując wydostać się z silnego uścisku Harrego. Trzymał moje uda, a ja siedziałam na jego klatce piersiowej. Kiedy byłam całkowicie ubrana i gotowa do wyjścia, zmusił mnie, żebym usiadła i rozmawiała z nim na idiotyczne tematy. Była szósta rano, a konwersacja z Harrym nie plasowała się na liście moich rzeczy do zrobienia. Zachowywał się dziwnie, jak ktoś zupełnie obcy. Było zupełnie tak, jakby powstawała pomiędzy nami bariera, której nie potrafiłam przekroczyć. Denerwował się i nie potrafiłam tego zrozumieć – Możesz mi powiedzieć, dlaczego zachowujesz się w ten sposób? – zadecydowałam się w końcu zdać to pytanie. Posłał mi puste spojrzenie.
- W jaki? – zaczął drążyć, wzmacniając uścisk. Przełknęłam głośno ślinę, starając odsunąć od siebie fakt, że spławia każdego człowieka chodzącego po tym świecie tylko dlatego, że żyje. Nie powinnam się tym denerwować, bo poza ringiem był całkiem słodki. Przynajmniej w stosunku do mnie.
- Nie wiem, zachowujesz się… Dziwnie – wzruszyłam ramionami, ale moje wytłumaczenie oczywiście nie przypadło mu do gustu, co wywnioskowałam po zdezorientowanym wyrazie twarzy – To, że jesteśmy oficjalnie razem nie znaczy, że coś się zmieniło – oskarżyłam go o niezręczność tej sytuacji. Może nie czuje się komfortowo, bo nigdy wcześniej nie był w związku?
- Staram się – roześmiał się miękko – To po prostu dla mnie trochę dziwne… - jego oczy spoczęły na moich ustach, kiedy wypowiadał drugie zdanie. Oczy Harrego były w kolorze zielonego lasu, zamglone i nieczytelne. Ciemna koszulka uwydatniała jego wdzięki, opinała szerokie ramiona i umięśniony tors. Wyglądał zabójczo, jeśli mam być szczera.
- Jeśli nie chcesz tego robić…
- Hej, nie przypisuj mi czegoś, czego nie powiedziałem – przerwał mi. Prawie dostałam ataku serca przez jego nagłość – Lubię Twoje towarzystwo. Myślałem, że tamta jedna noc w klubie mnie zadowoli, ale myliłem się. Nie mogę przestać o Tobie myśleć. Becca, Becca, Becca… - zaczął rysować małe kółka na moim udzie. Podążałam wzrokiem za jego ruchami. Przez robocze ubrania, które miałam na sobie, na całe szczęście nie mógł zauważyć, że na ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Oh – tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić. Nagle wyobraziłam sobie Harrego wiszącego nad jakąś dziwką. Próbowałam to powstrzymać, ale nie potrafiłam. Poczułam nieprzyjemne uczucie zazdrości, jednak nie mogłam pozwolić, żeby całkowicie mną ogarnęło. Zgodził się porzucić dawne przyzwyczajenia i wejść w poważny, prawdziwy związek. Dla mnie.
- Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej… - westchnęłam, wzruszając ramionami – Jesteś najczęstszym tematem moich rozmów z Louisem. Poważnie, od dawna nie gadaliśmy o czymś, co w jakiś sposób nie wiązało się z Tobą – szeroki uśmiech na jego ustach pomógł mi wywnioskować, że jest zadowolony z mojego wyznania. Wziął mnie z zaskoczenia, przyciskając usta do mojej szyi, składając czułe pocałunki na malince, którą zrobił mi zeszłej nocy.
- Cóż, teraz jesteś moja – warknął gardłowo, łącząc nasze wargi w pocałunku. Mocnym, namiętnym pocałunku. Całe powietrze dotychczas nagromadzone w moim ciele zaczęło się powoli ulatniać. Jego język za każdym razem próbował zdominować ten mój, ale zawsze byłam tak samo zaskoczona. Ruchy Harrego przyprawiały mnie o szybsze bicie serca, rumieńce na policzkach i pieprzony basen w majtkach. Był cudowny. We wszystkim. Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem go przy sobie zatrzymałam.
- Naprawdę muszę iść – sprawdziłam godzinę. Byłam dziesięć minut spóźniona. Pierwszy dzień naszego związku, a już sprawił, że nie przyszłam na czas do pracy. To moje ostatnie wyjście, będą pobłażliwi, prawda?
- I co mam robić przez resztę czasu? – zapytał, pozwalając, żebym wyswobodziła się z jego silnego uścisku. Poprawiłam spodnie i przewróciłam oczami w odpowiedzi.
- Jestem Twoją dziewczyną, nie mamą – stwierdziłam z rozbawieniem – Zrób cokolwiek. Nie masz treningu?
- Jest piątek. Mam wolne – wytłumaczył szybko. Skinęłam głową, cicho narzucając płaszcz na ramiona i zapinając zamek. Na całe szczęście, śnieg przestał padać i jego miejsce zajął lód. Nie wiedziałam, co bardziej mnie denerwuje. Prawdopodobnie lód.
- Cześć, Harry – uśmiechnęłam się i wstałam z krzesła, wpadając mu w objęcia. Uśmiechnęłam się do siebie, obejmując dookoła korpusu. Odwzajemnił uścisk, trochę za mocno. Pocałował mnie w czoło, zanim się od siebie odsunęliśmy.
- Cześć, kochanie - próbowałam nie uśmiechnąć się w odpowiedzi na pieszczotliwe określenie. Przegrałam walkę. Zaczęłam szukać pęku kluczy. Zostawianie Harrego Stylesa w swoim apartamencie, bo muszę iść do pracy również było dla mnie dziwne. Właśnie szłam w kierunku drzwi, kiedy otoczył moje nadgarstki, trzymając oba w jednej dłoni i ostałam przyciśnięta do ściany drugą. Moje ręce były ponad moją głową, twarz Harrego pozostawała w odległości kilku milimetrów. Poczułam jego gorący oddech i miętowy oddech, co rozpaliło moje zmysły.
- Idę na badania kontrolne. Napiszę do Ciebie, ta? – uśmiechnął się, muskając mnie w usta. Przystałam na te słowa, kiwając głową. Jeżeli do mnie napisze, to będzie pierwszy raz od początku naszej relacji.
***
- Więc, zepsułem Wam nastrój? – Louis ponownie wpychał się w moje życie, pokazując jak wścibską osobą jest. Przewróciłam oczami, odwieszając swój płaszcz i szalik. Nikogo nie było w biurze odkąd przyszłam i cieszyłam się z tego powodu, przynajmniej nie przyłapali mnie na spóźnieniu.
- Dlaczego znowu jesteś na naszej poczcie? – zapytałam tym samym tonem co on, a Louis, jak mogłam się domyślić, również wywrócił oczami. Tak jak ja.
- Odpowiedź za odpowiedź – zaproponował, skinęłam natychmiast głową.
- Ty pierwsza – rzuciłam zadziornie, a on wzruszył ramionami. Dlaczego w ogóle się na to zgodziłam? Moja odpowiedź będzie milion razy bardziej interesująca niż jego.
- Jestem po prostu kurewsko dobry w sortowaniu listów, więc do mnie zadzwonili – powiedział. Ton jego głosu zmienił się w „jestem dumny ze swojej pracy”. Zmierzyłam go wzrokiem, dochodząc do wniosku, że mówi prawdę. Lou to pewnego rodzaju listonosz. Jeżeli szpital potrzebuje kogoś do sortowania listów, jest na miejscu. Ostatnimi czasy placówka dostaje ich coraz więcej i odkąd święta minęły, żeby odnaleźć jedną ważną wiadomość, trzeba przetrzepać tysiące pozostałych, nieistotnych. Cała piwnica jest w chaosie i nie chciałabym tutaj umrzeć.
- Nie, nie zepsułeś nam nastroju – odpowiedziałam szybko. Na twarzy Louisa pojawił się złośliwy uśmiech. Westchnął ostentacyjnie, lokując dłoń na swojej klatce piersiowej.
- Czy Rebbeca Smith świntuszyła z Harrym Stylesem? – zapytał z rozchylonymi oczami, uśmiechał się jeszcze szerzej. Pokręciłam przecząco głową na jego zboczone insynuacje, zanim uderzyłam chłopaka w ramię.
- Och, przestań – jęknęłam, opadając na obrotowe krzesło. Louis zachichotał do samego siebie, zmagając się z własnym swetrem. Jest takim szczęściarzem, może nosić co tylko chce – Możesz teraz wyjść i zacząć pracować? Zobaczyłam już wystarczająco dużo Ciebie jak na jeden dzień – roześmiałam się, wstając z krzesła i otwierając drzwi od biura.
- W porządku. Do zobaczenia na lunchu – odpowiedział, kręcąc ciałem impertynencko, zanim opuścił pokój. Jeżeli chciał mnie zdenerwować, to mu się udawało. Jest irytujący, ale go kocham.
Dwie godziny. Tak, dwie godziny czekałam, aż ktoś wejdzie do środka i da mi jakieś zadanie do wykonania. Za każdym razem, gdy pojawiała się w pokoju pielęgniarka, okazywało się, że przychodziła tylko po to, by wziąć bandaż lub koc. I tyle. Nie odzywali się do mnie. Jedynym powodem, dla którego ktoś kiedykolwiek zamienił ze mną słowo był Harry. Może wszyscy o mnie zapomnieli i będę tutaj siedziała przez dwanaście godzin? To byłoby odprężające…
Poderwałam głowę do góry na dźwięk otwierających się drzwi. Doktor Johnson wszedł do środka, rozszerzając oczy na mój widok. Cóż, czas relaksu skrócił się do dwóch godzin.
- Hej, potrzebuję Cię. Mamy kolejnego pacjenta – jak na zawołanie wstałam z krzesła, wcześniej upewniając się, że mam telefon w kieszeni i spakowałam wszystkie najpotrzebniejsze przedmioty. Odkąd Harry wyszedł ze szpitala, doktor Johnson pozwalał mi nawet pomagać przy paru chorych. Podobno wzbudzam w nich zaufanie. Pomogłam dowiedzieć się, co zjadł mężczyzna, który narzekał na wymioty. Wyszło na to, że złapał jakąś chorobę weneryczną. Moja praca potrafi być obrzydliwa i zabawna jednocześnie.
- Mężczyzna, kobieta, dziecko? – zapytałam, kiedy wyszliśmy z windy. Zerknął na papiery w swoich dłoniach, odczytując mały druk.
- Dwudziestoletni mężczyzna. Hej, to nie pierwszy raz – zaczął mnie przedrzeźniać. Moja twarz zaczęła dosłownie płonąć. Nie zostawi w spokoju Harrego, ale ja nie miałam ochoty z nim o tym rozmawiać.
Wypuściłam z płuc nagromadzone powietrze, otwierając drzwi do ssali. Włożyłam rękawiczki i związałam włosy, zanim weszłam do środka. Zabrakło mi oddechu na widok mężczyzny naprzeciwko. Kiedy mnie zobaczył, wywnioskowałam, że był równie zaskoczony co ja. Rozszerzyłam oczy, nie dowierzając, kogo spotkałam.
- Witaj, Zayn. To Rebecca, która zrobi Ci szybkie badania kontrolne, w porządku? Jest wyszkolona, więc proszę się nie martwić – doktor Johnson nie przyłożył większej wagi do naszego dziwnego zachowania, rzucając na biurko dokumenty. Nie mogłam uwierzyć. Siedział tam, jego czarne oko było podbite i nabrzmiałe, ciemne włosy w nieładzie i bardzo zmęczony wyraz twarzy. Co do cholery mu się stało?
- Psst – szepnął doktor, a ja odwróciłam głowę w jego kierunku. Zaprosił mnie do siebie ruchem ręki i kiedy to zrobiłam, pochylił się nade mną i zaczął mamrotać do ucha – Dowiedz się co się stało. Mi nie powie i obawiam się, że może dostać infekcji, od czegokolwiek pojawiła się ta rana na jego biodrze – powiedział cicho. Skinęłam twierdząco, zdając sobie sprawę, że wyciągnięcie czegoś z Zayna będzie bardzo trudne. Wręcz niewykonalne.
Zebrałam w sobie całą odwagę, którą posiadałam, zagłębiając się w lekturę jego dokumentów – Daj mi znać, jeżeli te informacje są prawdziwe – powiedziałam chłodno, przejeżdżając palcem wzdłuż jego biografii. Obserwowałam go kątem oka. Milczał, ale skinął głową.
- Zayn Malik, dwadzieścia lat, 78 kilogramów. Mieszkasz na południu, kompleks 41, i jesteś bezrobotny – ostatnie słowa zabrzmiały bardziej nieuprzejmie, niż początkowo planowałam. Czekałam, aż się odezwie, ale tego nie zrobił. Po prostu siedział, z tą samą kurewsko idiotyczną miną. Jakim cudem jest bezrobotny? Widzieliście jego ubrania? Miał na sobie zaprojektowane przez siebie Jordany i jeansy od projektanta. Takie same założył w klubie.
- Zgadza się – w końcu zabrał głos, który był szorstki. Wyglądał okropnie, jak pozbawiony życia. Ktoś musiał mu mocno skopać dupę. Miałam nadzieję, że bolało jak cholera, biorąc pod uwagę to, że zasłużył – Hej, przepraszam - powiedział, ale nigdy nie przyjmę jego przeprosin. Naćpał mnie z jakiegoś powodu i jeszcze nie dowiedziałam się, z jakiego. Nieważne co to było – jest dupkiem.
- Cokolwiek. Co się stało? – zapytałam, a on zesztywniał. Przewróciłam oczami i podniosłam podobnie wyglądające dokumenty dotyczące jego ciśnienia krwi. Chwyciłam rękaw i pompkę do rąk zanim odwróciłam się w jego stronę ponownie. Zajęłam miejsce na łóżku bruneta, przygotowana do wykonania podstawowych badań.
- Nie wiem, nie przypominam sobie – oczywiście, że kłamał. Nie patrzył na mnie i głos mu drżał.
- Okej… - podciągnęłam jego rękawki powoli, starając się nie nawiązywać kontaktu ze skórą Zayna. To było prawie niemożliwe, a moje palce przejechały kilkakrotnie po chłodnej, opalonej fakturze. Miał całe przedramię pokryte tatuażami, duży mikrofon wyróżniał się szczególnie. Dlaczego sobie go zrobił? Sprawiło, że wyglądał gorąco, ale wciąż… Gorąco? Nazywam faceta, który mnie naćpał gorącym?
Mogłam wyczuć na sobie jego uważne spojrzenie, zachowywał się podobnie jak Harry. Nie miałam w jego towarzystwie motylków, jak to zdarzało się podczas spotkań z kędzierzawych, ale nie mogłam powstrzymać się przed spoglądaniem co chwilę w jego cudowne, błyszczące, czekoladowe oczy. Uśmiechnął się złośliwie, a kiedy wpompowałam trochę powietrza, zaczął oddychać ciężej. Na pewno był oszołomiony.
- Co się naprawdę stało? – zapisałam numery, które wyskoczyły i odważyłam się ponownie na niego zerknąć. Milczał – Okej, potrzebuję czegokolwiek, inaczej zostaniesz zabrany na badania, które będą kurewsko bolały – skłamałam. Jeżeli nic mi nie powie, będzie leczony na coś, co lekarze myślą, że choruje. Co prawdopodobnie źle zadziałałoby na, cokolwiek ma na biodrze.
- Dobra – westchnął, wracając na łóżko. Uśmiechnęłam się triumfalnie, odkładając arkusz danych na biurko i czekając, aż ponownie zabierze głos – Wczoraj brałem udział w bardzo brutalnej walce – powiedział odruchowo. To było oczywiste, że się bił. Dlaczego się tak przed tym opiera?
- Było w to wplątane coś metalowego? - naciskałam.
- Tak, łom od strony rin- – nagle przerwał – Jakiś łom z chodnika – zakończył, ale mu nie uwierzyłam. Chciał powiedzieć ring? Nie mógł być bokserem, jest za chudy. Jestem w stu procentach pewna, że miał mięśnie, ale to nie są mięśnie mężczyzny, który trenuje prawie cały dzień. Harry takie miał.
- Gdzie to się stało? – drążyłam. Teraz był zobowiązany do udzielenia jakiejś konkretnej odpowiedzi.
- Jestem skołowany – szybko zmienił temat, a ja przygryzłam wargę sfrustrowana. Cokolwiek się wydarzyło, musiało to dotyczyć jego ego. Pewnie nie chciał się przyznać, że ktoś skopał mu dupę – Jestem też zmęczony – dodał. Westchnęłam ciężko.
- Cokolwiek, prześpij się. Będę tutaj, kiedy się obudzisz – uśmiechnęłam się do niego, ale jedynie skinął głową i zamknął oczy.
Obserwowałam, jak dosłownie odlatuje na moich oczach w przeciągu kilku minut. Nie kłamał mówiąc, że jest zmęczony. Cóż, przynajmniej raz powiedział coś prawdziwego.
Zdecydowałam się obejrzeć dokładnie arkusze, które wypełniłam, żeby mieć pewność, że nic nie przeoczyłam. Był wystarczająco zdrowy, żeby z tego wyjść i prawdopodobnie opuści szpital jak nowonarodzony. Wciąż go nie rozumiałam. Kim do cholery był? Dlaczego stawił się na walce Harrego i w Belmont Hall tamtej nocy? Z tego co wywnioskowałam, Harry i Zayn się nie przyjaźnili. Dobrze, że nie spotkałam więcej tego blondaska. To jedynie pogorszyłoby sytuację.
Zayn wyglądał jeszcze bardziej nieswojo, kiedy spał. Siedziałam i czekałam. Jego wyniki były piękne, stały rytm utrzymywał się przez cały czas. Jego ciśnienie krwi i poziom cholesterolu również były w normie i jeżeli nie widziałabym, jak wygląda, stwierdziłabym, że jest ideałem zdrowego człowieka. Pod biologicznym względem, oczywiście.
Nie zwróciłam większej uwagi na jego intensywne cechy. Jego szczęka była dobrze zarysowana, kształtna i czysta. Miał również piękne włosy, ale nic nie mogło równać się z lokami Harrego. Przestałam myśleć o Zaynie i skupiłam się na Harrym. Miał do mnie napisać. Sytuacja była niejasna i jedyną rzeczą, na którą miałam teraz ochotę było rzucenie go na łóżko i sprawienie, żeby błagał.
Oh, przestań. Zganiłam siebie samą. Moje podświadomość się odezwała i postanowiłam jej posłuchać.
Wyciągnęłam telefon, nie dostałam żadnej wiadomości. Była dziewiąta piętnaście, przede mną jeszcze dziewięć godzin. Utknęłam tutaj z Zaynem i chciałam strzelić sobie w głowę.
- Becca, mogę Cię stąd wyciągnąć? – doktor Johnson wszedł do środka, zerkając odruchowo na Zayna, zanim zatrzymał swoje spojrzenie na mnie. Wyglądał na zniecierpliwionego i widocznie czekał na odpowiedź. Czyli jednak Bóg istnieje…?
- Tak, on śpi – odpowiedziałam, a on skinął głową. Schowałam komórkę do kieszeni i podeszłam bliżej drzwi, żeby wysłuchać jego poleceń. Westchnął, zanim skrzyżowaliśmy spojrzenia.
- Ktoś w pokoju 307 potrzebuje badań kontrolnych, jeśli nie masz nic przeciwko – poinformował. Cicho jęknęłam, dopiero po jakimś czasie zdając sobie sprawę, że zareagowałam bardzo niegrzecznie. Doktor Johnson chyba nie zwrócił na to uwagi, bo wyprowadził mnie z pokoju Zayna. Przystałam na to z przyjemnością; wszystko jest lepsze od spędzania czasu z nim. Moje buty obijały się o podłogę, kiedy szłam w kierunku pokoju numer 307. Nie dostałam żadnych dokumentów, co świadczyło o tym, że pacjent jest u nas po raz pierwszy, albo doktor zostawił je u siebie na biurku. Westchnęłam, mając nadzieję, że nie będę musiała po nie iść.
Pielęgniarki zgromadziły się na końcu korytarza, szepcząc coś do siebie. Przewróciłam oczami na ich widok. Są tak kurewsko irytujące i szukają problemu we wszystkim. Szczerze – kogo obchodzi to, że rzucił Cię chłopak? Nie ma powodu, żeby wspominać o tym milion razy dziennie i szukać u ludzi współczucia. Najgorsze był o to, że im się to podobało. Właśnie dlatego do nich nie pasowałam. Nie podobało mi się plotkowanie i dzielenie się z innymi swoimi prywatnymi problemami. Byłam szczęśliwa, że oddychałam. Szkoda, że reszta ludzi tak nie myśli.
Numer 307 pojawił się przede mną . Westchnęłam, zanim ścisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zamknęłam je ostrożnie, zanim natrafiłam na znajomą twarz.
- Cześć, piękna.
Ssssssuuuuupppppeeeeerrrrr czekam na next
OdpowiedzUsuńAgusia Styles
Czyżby Harry przyszedł po badania kontrolne :D Hahahaha ja czułam, że on może coś takiego wywinąć, gdy już wspomniał, że ma kontrolne badania :D Ciekawe jakby zareagował gdyby Becca mu powiedziała, że w tym samym szpitalu, kilka sal dalej leży Zayn. Pewnie by się wściekł.
OdpowiedzUsuńNo nic czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam ;*
Dlaczego skończyłaś w ten sposób?
OdpowiedzUsuńBecca powie Harremu że Zayn leży kilka sal dalej i że ona go bada? Było by śmiesznie xd
czekam na nexta x
Dlaczego skończyłaś w ten sposób?
OdpowiedzUsuńBecca powie Harremu że Zayn leży kilka sal dalej i że ona go bada? Było by śmiesznie xd
czekam na nexta x
Super :) już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuń