Kiedy drzwi od przebieralni gwałtownie się otworzyły, dłoń Harrego niemal natychmiast wyruszyły na poszukiwania tej mojej. Trzymając się za ręce, razem opuściliśmy pomieszczenie. Zanim dotarliśmy na miejsce, minęliśmy po drodze kilka grupek ludzi. Rozejrzałam się po pokoju, od razu zwracając uwagę na przeszkloną ścianę, dzięki której można zobaczyć dokładnie cały ring i mężczyznę ubranego na czarno w rogu. Przełknęłam głośno ślinę, a Harry wzmocnił uścisk.
- Będziesz tutaj dzisiaj sama - roześmiał się - Wszyscy poszli na afterparty, zanim jeszcze rozpoczęła się walka - wytłumaczył. Skinęłam głową, chociaż na dobrą sprawę nawet nie wiedziałam, że ktoś organizuje imprezę. Zmusił mnie, żebym usiadła. Nawet nie protestowałam. Posłusznie zajęłam miejsce na stołku naprzeciwko przeźroczystej powierzchni. Wskazał palcem, gdzie będzie stał on, a gdzie jego przeciwnik i czego mniej więcej mogę się spodziewać po dzisiejszym starciu. Miał uśmiech, za który mogłam zabić, a czystość, z jaką wyrażał emocje sprawiała, że szczerzyłam się od ucha do ucha; efekt domina, czy coś w tym stylu.
- Poradzę sobie. A ty się spóźnisz – wytknęłam mu rozbawiona. Wskazałam palcem na publiczność, która właśnie zaczęła wyśmiewać i buczeć na mężczyznę, którego tyłek miał skopać dzisiaj Harold. Siedzenie tutaj, niż oglądanie walki wśród tamtych szaleńców było o niebo lepsze, a co chyba ważniejsze – bezpieczniejsze. Rozmowa, która nawiązała się pomiędzy nami kilka minut temu się zakończyła, brunet musiał wyjść na ring. Źle interpretowałam sytuację i wysnuwałam dziwne wnioski. Chyba muszę wyluzować.
- Nie wychodź z tego pokoju – ton Harrego stał się poważny, a jego o zielone czy napotkały moje. Oczekiwał odpowiedzi. Skinęłam głową i odwróciłam wzrok w kierunku dziwnego… Chyba mogę nazwać go ochroniarzem. Nie miałam zielonego pojęcia jak się czuję, siedząc tutaj całkowicie sama, bez Harolda przy sobie – Mówię poważnie, Becca. Nie ruszaj się stąd – wyciągnął ku mnie oskarżycielsko palec. Pozwoliłam sobie na cichy śmiech. Obserwowałam, jak zmierza w stronę drzwi, wcześniej jednak kiwając głową do tamtego mężczyzny. Czułam, że czegoś brakuje, ale jeszcze nie wydumałam, czego takiego.
- Powodzenia! – krzyknęłam za nim. Napiął wszystkie mięśnie ciała i powoli się odwrócił. Przesłał mi buziaka w powietrzu, przez co zarumieniłam się po same uszy. Sylwetka Harrego zniknęła za drzwiami. Gdybym była ślepa, mogłabym domyślić się, że wszedł na ring po głośnym, pełnym entuzjazmu krzyku publiczności. Zaczęłam wiercić się na krześle, próbując ignorować fakt, że tamten facet prawdopodobnie się na mnie gapi.
Spiker zapowiedział Harrego prawie w ten sam sposób, co zeszłej nocy. Wspomniał również o „najpiękniejszych lokach na świecie”. Skomentowałam to określenie złośliwym śmiechem; miał również dołeczki, dlaczego nikt o tym nie wspominał? Postanowiłam odrzucić na bok swoje wewnętrzne przemyślenia i skupić się na walce. Harry wyglądał na bardzo skupionego, co w pewien sposób mnie przeraziło. Szmaragdowe oczy odwalały za niego całą robotę; sprawiały, że przeciwnik słabł i stawał się nerwowy. Muszą przychodzić tutaj świadomi, że zostaną pokonani. To znaczy… Harry wygrał już tyle razy, to chyba o czymś świadczy.
Kilka chwil po rozpoczęciu pierwszej rundy, konkurent kędzierzawego opadł na tyłek, po tym jak Hazz zadał mu parę ciosów. Uśmiechnął się zwycięsko, jego oczy z ciekawością błądziły po miejscu, w którym powinnam być. Wiedziałam, że patrzy prosto na mnie, żeby zobaczyć jak zareaguję. Oczywiście, że byłam szczęśliwa, nawet radośnie klaskałam. Dźwięk dzwonka przerwał naszą małą komunikację, a Styles zwrócił uwagę całą swoją na Chrisa. Dlaczego znowu na niego krzyczy? Przecież radzi sobie fantastycznie!
Drzwi od mojego kącika zostały gwałtownie otworzone, a ostre światło sprawiło, że musiałam kilkakrotnie zamrugać, żeby go zobaczyć. To ten wspaniale opalony, ciemnooki chłopak z klubu. Zayn, jestem prawie pewna. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, a on rozchylił szeroko oczy na mój widok. Roześmiał się nerwowo i po prostu wyszedł, bez ani jednego słowa. Postanowiłam zignorować jego obecność tutaj i powrócić do Harrego. Zdaje sobie sprawę, że Zayn tutaj jest? Dlaczego w ogóle tutaj jest, skoro się nienawidzą? Harry nawet nazwał go kutasem i palantem!
- Zaraz rozerwie panienka skórę – mężczyzna w rogu przemówił spokojnie. Zerknęłam na swoje paznokcie, które mimowolnie tarły o materiał stołka. Pośpiesznie zabrałam stamtąd ręce i zganiłam samą siebie przez zupełnie niepotrzebne rozmyślaniu o Zaynie. Naćpał mnie tamtej nocy i naprawdę chciałam poznać powód jego zachowania. Wiedziałam, że jeżeli opuszczę ten pokój, Harry będzie wściekły. Mogłam tylko wyobrazić sobie kłótnię, do jakiej by pomiędzy nami doszło, jeżeli ruszyłabym się z miejsca. Zdecydowałam się zostać, powracając do uważnego obserwowania ringu. Tablica z wynikami powiedziała mi, że trwa druga runda. Wciąż się bili.
Odniosłam wrażenie, że ramiona Harrego nigdy nie zwalniają, a ciosy stoją się coraz silniejsze z każdym uderzeniem. Krew wystrzeliła z wargi jego konkurenta, co skomentowałam zmarszczeniem nosa. Mężczyzna w rogu pozwolił sobie na ciche fuknięcie na widok rozgrywającej się akcji, co z niewiadomych powodów mnie rozbawiło. Dzwonek ponownie zadzwonił, cała arena dała Stylesowi owacje na stojąco. Wszedł na środek ringu, podnosząc obie ręce w górę. Pot lśnił na jego skórze. Również wstałam, żeby mu pogratulować. Naprawdę jest niezwykłym sportowcem.
Światła zgasły. Obserwowałam, jak Harry znika w korytarzu. Oglądanie walk jakimś cudem jednocześnie mnie przerażało i zapewniał wrażeń. Wydawało się, że Hazz wówczas nie myśli, a po prostu poddaje się emocjom i instynktowi. Jego technika musiała być dopracowywana przez miliony ludzi.
Minęło kilka minut, zanim znajomy chłopak w kręconych włosach wszedł do środka. Chociaż wyglądał na wyczerpanego i ciężko oddychał, uśmiechnął się na tyle szeroko, by odrzucić moje podejrzenia o jego dyskomforcie.
- Dzięki, Jim. Upewnię się, że podwoją Twoją stawkę – Hazz posłał delikatny uśmiech mężczyźnie w rogu i po raz kolejny dzisiejszego dnia splótł nasze palce. Pociągnął mnie za sobą, zaczynałam powoli przyzwyczajać się do uczucia, w którym to Harry decyduje o zmianie naszego położenia. Czułam się jak zagubiony szczeniaczek. Ludzie, których tutaj poznałam i dziwne ustalone porządki będą naprawdę trudne do przyzwyczajenia się. Przyzwyczajenia? Walki Harrego w Londynie skończą się za miesiąc, potem wyruszy w trasę dookoła całego świata. Wtedy wszystko stało się jasne. Dźwięk otwieranych drzwi od przebieralni pomógł mi zrozumieć, jak głupi jest nasz mały romans, czy co innego nas teraz. Postanowiłam po prostu cieszyć się tym, co mamy w tej chwili.
- Więc? – zapytał cicho, wbijając mi palce w biodra. Uśmiechnęłam się promiennie, a jego palce przejechały wzdłuż moich ramion. Znowu nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Harry odetchnął głęboko.
- Poradziłeś sobie fantastycznie. Nie wiem, co powiedzieć. Skopałeś tamtemu facetowi tyłek i po prostu… Po prostu… Wow. Musisz… - moja nieskładana wypowiedź została przerwana, kiedy poczułam jego wargi na swoich. Oplótł mnie prawym ramieniem w talii, przyciągając bliżej do siebie. Chociaż był spocony, jego bliskość wszystko zrekompensowała. Język Harrego pracował sprawnie w moich ustach. Splotłam ręce w nadgarstkach na szyi chłopaka dla spotęgowania doznań. Poczułam, jak uśmiecha się poprzez pieszczotę, pogłębiając pocałunek jeszcze bardziej. Kiedy dłonie bruneta ścisnęły mnie za pośladki, jęknął prosto w moje usta.
- Co jeszcze Ci się podobało? – zapytał, pozwalając sobie na jeszcze jeden pocałunek. Ponownie się uśmiechnęłam.
- To – stwierdziłam z rozbawieniem. Wargi Harrego jak na zawołanie musnęły mój policzek.
- Jest dopiero szósta trzydzieści. Zastanawiałaś się może nad pójściem ze mną na tą imprezę? – zostałam zabawnie dźgnięta w brzuch. Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Jest wcześniej, niż myślałam, poza tym zasłużyłam sobie na trochę dobrej zabawy. Ale… Praca. Byłam tak bardzo rozdarta, że nie wiedziałam co powinnam zrobić.
- Tak. Mam nadzieję, że ubrałam się odpowiednio – mruknęłam, wymownie zerkając na swoje czarne legginsy i wojskowe buty. Moja czerwona, wiązana bluzka sprawiła, że poczułam się trochę niepewna co do mojego wyglądu, ale pożądliwy wzrok Harrego utwierdził mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałam.
- Taa – ściągnął z włosków opaskę, ciskając nią na stół. Obserwowałam uważnie, jak zsuwa ze stóp sneakarsy razem ze skarpetkami. Smród natychmiast rozniósł się po pokoju. Zmarszczyłam nos z niezadowoleniem i sięgnęłam po Axe’a niedaleko. Oczy Harrego podążyły za moimi ruchami. Prawie zakrztusił się własną śliną.
- Nie! To gówno jest za silne, będzie śmierdziało przez kilka tygodni! – odłożyłam dezodorant na miejsce.
- Więc jak oczyścisz z tego zapachu cały pokój? – zachichotałam ze swojego zabawnego doboru słów. Harry przewrócił oczami i podszedł do gabloty wiszącej na bocznej ścianie. Przejechał palcami wzdłuż zapasu kosmetyków, ostatecznie decydując się na Febreeze. Jego oczy rozszerzyły się w zachwycie, kiedy spryskał specyfikiem całe pomieszczenie. Oczywiście, upewnił się, że poczuję silną woń, rozpraszając perfum najmocniej niebezpiecznie blisko mnie. Roześmiałam się ze względu na dziecinne zachowanie chłopaka. Odłożył buteleczkę na miejsce i zamknął szafkę.
- Dzięki – mruknęłam. Wzruszył ramionami, po czym ściągnął z siebie również czerwone szorty. Chociaż nie powinnam go teraz obserwować, nie mogłam się powstrzymać. Był zbyt fascynujący, żebym odwróciła wzrok w drugą stronę. Wszystko, co robił mnie intrygowało. Sposób w jaki mówił, nawet sposób, w jaki oddychał. Niepokojące jest to, że nie usłyszałam o nim, zanim nie trafił do naszego szpitala. Teraz mogę sobie tylko wyobrazić, jak wszystko by się potoczyło, gdybym miała…
- Pójdę wziąć szybki prysznic – powiedział, sięgając po ręcznik i płyn do kąpieli.
- Okej.
***
Myśl o Zaynie wchodzącym do pokoju szybko rozpłynęła się w moim umyśle. Mam nadzieję, że to był ostatni raz, kiedy mogłam na niego spojrzeć. Powiedzenie Harremu tylko spotęgowałoby problemy.
Kiedy wyszliśmy z areny, małe płatki śniegu spadały z nieba. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten piękny widok. Próbowałam nie zastanawiać się, jak trudne będzie prowadzenie samochodu, mając pod kołami ogromną warstwę białego puchu. Czarny Range Rover Harrego sprawił, że poczułam coś zbliżonego do ciepła. Coś, czego śnieg nie był w stanie mi zaoferować. Zimno dosłownie przebiło się przez moje cienkie legginsy.
- Mam godzinę policyjną o dziesiątej, Harry – zajęłam miejsce na siedzeniu pasażera. Roześmiał się, rozpalając samochód i wciskając mocno pedał gazu, by uzyskać niski warkot z rur pojazdu.
- Co się stało z ósmą? – uniósł pytająco brew, a ja przygryzłam dolną wargę.
- Okej, więc ósma – odpowiedziałam rozbawiona, zauważając, że śnieg zaczyna zalegać na jezdni. Westchnęłam głośno, zanim skupiłam całą uwagę na Harrym. Już na mnie patrzył, a to, został przyłapany na obserwowaniu mnie ani trochę go nie zawstydził. Zaczynałam być zazdrosna o zdolność, którą opanował.
- Nie chodziło mi o to – wyznał w końcu, ciągnąc za sprzęgło i wyjeżdżając pośpiesznie z podjazdu na ciemną ulicę Londynu. Chociaż była dopiero siódma, nie mogłam nikogo dojrzeć. Ciemność na dworze mogła wywoływać u ludzi strach przed byciem samemu, ale nie wiedziałam czemu. Brak światła nigdy nie przerażał mnie w dzieciństwie, zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Może właśnie dlatego niebezpieczna, ciemna otoczka Harrego nigdy nie sprawiała, że denerwowałam się o własne bezpieczeństwo? – Więc 10, tak? – zapytał niemal błagalnie. Wywróciłam oczami.
- Tak, dziesiąta. Nie później. Mam jutro dwunastogodzinną zmianę – jęknęłam, opadając głębiej na siedzenie. Chociaż był skupiony na drodze, zauważyłam, jak marszczy brwi. Jego chęć do skopania teraz komuś tyłka była wręcz oczywista, zwłaszcza kiedy spojrzał w stronę kierowcy, za którym utknęliśmy od dobrych dziesięciu minut.
- Dwunastogodzinną? Chujowo – stwierdził. Widok majaczącego się na horyzoncie Belmont Hall zaparł mi dech w piersi. Światła odbijały się na niebie, a ja nie potrafiłam powstrzymać cichego westchnięcia pełnego zachwytu. Ten budynek jest znany w całym Londynie i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że w życiu nie widziałam czegoś równie pięknego; oczywiście, wcześniej tylko w magazynach.
Harry przejechał przez otwartą bramę, szukając dla siebie miejsca na ogromnym parkingu. Wszystkie samochody tutaj musiały należeć do bogaczy; gdzie się nie odwróciłam, wszędzie dostrzegałam tylko takie marki jak Audi i Ferrari. Tym razem, to ja splotłam swoje palce z palcami chłopaka. Po uśmiechu na jego twarzy wywnioskowałam, że jest zadowolony z tej małej zamiany ról. Czułam się tutaj jak intruz. Wizja przebywania tutaj była przerażająca. Louis nigdy nie uwierzy, że byłam w takim miejscu.
Louis.
Rozchyliłam oczy, a moje serce zaczęło szybciej bić, kiedy wolną ręką przetrzepywałam energicznie kieszenie w poszukiwaniu komórki. Harry chyba nic nie zauważył, bo cały czas dzielnie brnął przed siebie. Kiedy przeszliśmy przez ogromne francuskie drzwi, zdałam sobie sprawę, że nie mogę być widziana z telefonem na wierzchu. W końcu wyciągnęłam urządzenie, a gdy w końcu udało mi się przywrócić małą maszynkę do życia, mnóstwo wiadomości od Louisa pojawiło się na jasnym ekranie startowym.
Louis
Powiedz mi jak mu poszło, im suck* (ssać, wiecie o co chodzi xd ) na poczcie
Powiedz mi jak mu poszło, im suck* (ssać, wiecie o co chodzi xd ) na poczcie
Louis
Stuck** (utknąć!)
Stuck** (utknąć!)
Louis
Więc??
Więc??
Louis
Masz zamiar wrócić do domu?
Masz zamiar wrócić do domu?
Louis
Okej, lol, cześć Becca, baw się dobrze! x
Okej, lol, cześć Becca, baw się dobrze! x
Kiedy chciałam odczytać ostatnią wiadomość, ktoś wytrącił mi telefon z ręki. Jak się potem okazało, to był Harry. Zerknęłam w jego kierunku, a on wsunął ogromną dłoń w moją kieszeń, odkładając urządzenie na miejsce. Zaśmiałam się pod nosem, a on objął mnie w talii zanim pchnął drzwi wejściowe. Pokój, w którym aktualnie się znajdowaliśmy był ogromny, miał bogato zdobiony, wysoki sufit z kryształowym żyrandolem i pięknymi obrazami. Poczułam się prawie jak śpiąca na kasie kobieta, która przyszła na brunch czy coś w tym stylu.
- On tutaj jest! – ktoś krzyknął, a oczy wszystkich zgromadzonych spoczęły na nas. Chociaż z całą pewnością chodziło im o Harrego, zaczęłam świrować, kiedy przyłapałam paru ludzi na uważnym obserwowaniu mnie. Przełknęłam ślinę, opierając się o chłopaka w poszukiwaniu chociażby odrobiny wsparcia. Wzmocnił uścisk, jakby doskonale wiedział o czym myślę, chwilę później wszyscy zaczęli klaskać. Kelnerka podeszła w naszym kierunku z tacką pełną drinków, Harry wziął naczynie w ręce i mi podał.
- Hej, oglądaliśmy telewizję na dole – powiedział zbliżający się mężczyzna. Miał na sobie piękny i prawdopodobnie bardzo drogi garnitur. Poklepał ramię Harrego, potem jego oczy wylądowały na mojej twarzy.
- Och, a co to za piękna pani? – zapytał, chwytając mnie za rękę i cmokając jej wewnętrzną stronę zimnymi wargami. Zadrżałam pod wpływem tego uczucia, ale starałam się zrobić wszystko, byleby tylko wyglądać na wyluzowaną. Nawet uśmiechnęłam się przyjacielsko.
- Jestem Rebecca – w końcu zabrałam głos. Mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją, mierząc moją sylwetkę uważnym spojrzeniem od samych czubków palców do głowy. Zostałam objęta przez Harolda jeszcze mocniej, chyba również zwrócił uwagę na ten zboczony gest.
- To Jack, mój stary manager – wytłumaczył, odbierając mi drinka i opróżniając szklankę za pomocą jednego łyka. Rozchyliłam oczy ze zdziwienia, ale on tylko odłożył naczynie na stolik położony nieopodal. Zapadła pomiędzy nami krępująca cisza, jednak Jack wciąż stał przy nas jak idiota. Dopiero po dłuższej chwili poklepał kędzierzawego po ramieniu po raz ostatni i odszedł. Z jakiegoś powodu, wypuściłam z płuc nagromadzone powietrze. Nie wiedziałam nawet, że wstrzymuję oddech.
- Jest całkiem w porządku – roześmiał się, ciągnąc mnie w kierunku baru. Prawdę mówiąc, picie nie jest dobrym pomysłem. Musiałam wstać rano do pracy, a poza tym, mój powrót do domu był uzależniony od Harrego. Lepiej, żeby nic nie bił, bo…
- Dwie wody poproszę – pstryknął na barmana, który skinął twierdząco głową i zniknął za ladą. Ręce dwudziestolatka wylądowały na moich biodrach, patrzyliśmy się sobie prosto w oczy. Na chwilę zapomniałam o tym, że jesteśmy w miejscu pełnym ludzi, ale kątem oka kogoś dostrzegłam. Odwróciłam głowę, żeby mieć lepszy widok. Zayn tam stał i rozmawiał z jakąś dziewczynę. Serce w piersi zaczęło mi szybciej bić. Palec wskazujący Harrego ujął mnie za podbródek i zmusił, żebym ponownie na niego spojrzała.
- Coś się stało? – zapytał, doszukując się w mimice mojej twarzy odpowiedzi.
- Um… - zaczęłam, odruchowo zerkając w kierunku Zayna. Jak się później okazało, musiał się chyba rozpłynąć w powietrzu, bo nie mogłam nigdzie go dostrzec. Ułożyłam dłonie na klatce piersiowej Harolda, zaciskając palce na materiale jego koszulki i pomniejszając odległość powstałą pomiędzy naszymi ciałami. Wyglądał na zszokowanego, ale objął mnie w talii, uśmiechając się zadziornie – Po prostu poczułam się trochę skrępowana – wytłumaczyłam. Chociaż nie odpowiedziałam na jego pytanie, moje słowa były w stu procentach prawdziwe.
- Co mogę zrobić, żeby Ci pomóc? – kącik jego warg powędrował ku górze, kiedy splatał nasze palce. Mój puls przyśpieszył, kiedy zaczął sunąć wolną dłonią wzdłuż wewnętrznej strony moich ud, a wargi rozpoczęły wędrówkę naprzeciwko kącika ust. Odchrząknięcie wytrąciło go z wątki i przerwało ten romantyczny, cudowny moment. Barman postanowił na barze szklanki z wodą. Harry posłał mu krótkie spojrzenie, zanim podał mi napój.
- Dziękuję – chcąc nadrobić niegrzeczne zachowanie Harrego, posłałam mężczyźnie ciepły uśmiech. Odwzajemnił ten gest i odwrócił wzrok w kierunku kobiety, również stojącej przy barze. Hazz głośno westchnął i zerknął na niego.
- Zrobiłem swoje, pokazałem się… A teraz się stąd wynośmy, co?
Zachowanie Zayn'a mnie bardzo zdziwiło. Dlaczego tak zareagował? Czy coś knuje? Jestem cholernie tego ciekawa.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam ;*
Boski i z niecierpliwością czekam na nn :**
OdpowiedzUsuń